Pod sądem, przeciwko sądom
Pan Mieczysław pochodzi z Opoczna. Przyszedł dziś pod budynek Sądu Okręgowego przy ul. Piłsudzkiego o godz. 9, a na szyi zawiesił tabliczkę, na której napisał: "Ministerstwo Sprawiedliwości, prokuratorzy, sędziowie łamią prawa człowieka, konstytucję RP, ukrywają przestępstwa lekarzy, milicjantów, prokuratorów i sędziów".
- Protestuję przeciwko polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Mój koszmar i chodzenie od sądu do sądu trwa już 10 lat, a w lipcu przyszłego roku sprawa zostanie przedawniona – opowiada Mieczysław Wiata. - Sprawa jest poważna, bo o próbę zabójstwa.
Według protestującego mężczyzny wszystko zaczęło się w kwietniu 1992 roku. - Wtedy
byłem świadkiem pobicia. Dwaj mężczyźni katowali człowieka i gdyby nie
ja, ten człowiek by nie przeżył. Jednak przeżył i sam zgłosił się na
policję. Jeszcze w dniu zdarzenia policja przyszła do mojego domu,
złożyłem zeznania i powiedziałem, kto to zrobił. Bo znałem sprawców,
nie z nazwiska, ale wiedziałem o nich wszystko. Na pewno mieli związki z SB. Sprawcom nic
nie zrobiono, a mnie zastraszono. Mój syn został aresztowany, spędził w
więzieniu dwa lata, drugi również. To był koszmar. Próbowano mnie zabić,
choć uznano w sądzie, że to nieszczęśliwy wypadek.
Pan Mieczysław próbuje dochodzić sprawiedliwości od wielu lat. Jednak jego sprawa wciąż nie ma końca.
- Chcę, żeby moja sprawa została przeniesiona do innego sądu. Teraz prowadzi ją Sąd Rejonowy w Przysusze. Złożyłem również wniosek o wyłączenie ze sprawy sędziów, którzy się nią zajmują.
Dziś przez cały dzień nikt z pracowników sądu nie wyszedł do pana Mieczysława. Wczoraj natomiast udało mu się złożyć podanie o przeniesienie sprawy.
Jak długo będzie pikietował? - Tak długo, aż będzie trzeba. – W poniedziałek będę protestował przed sądem w Warszawie, mam nadzieję, że nie na próżno – kwituje M. Wiata.
Wcześniej radomianie mogli go spotkać przed siedzibą Prokuratury Okręgowej przy ul. Malczewskiego. I wtedy, i dzisiaj wzbudzał żywe zainteresowanie przechodniów.
Komentuje rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu Andrzej Łyś: - Wymiar sprawiedliwości nie znajduje się pod parasolem ochronnym, każdy ma prawo protestować. Jednak taka forma pikietowania sądu, czy prokuratury nie jest najlepszym sposobem na wyrażenie swojej opinii. Chociaż rzeczywiście sprawa ciągnie się od 1999 roku i nie zapadł w niej do tej pory ani jeden wyrok. Jednak jej przewlekłość nie jest winą sądu. Akta sprawy liczą już siedem tomów, bo pan Wiata nieustannie składa nowe wnioski, a rozpatrywanie każdego z nich przedłuża proces. Mężczyzna żądał od sądu odszkodowania za przewlekłość procesu, ale sąd nie uznał jego racji. Przez pewien czas nie można było także przesłuchać oskarżonego, ponieważ przebywał za granicą. Ale jest szansa, by zakończyć sprawę w tym roku.