Ponoka. Nasza wioska indiańska
Jadąc z Radomia do Kozienic wjeżdżamy do Augustowa. Tuż za skrzyżowaniem, ale jeszcze przed skrętem w lewo zatrzymujemy samochód. Przy ruchliwej trasie, na skraju Puszczy Kozienickiej widzimy bramę z napisem „Wioska indiańska – Ponoka”. Za drzewami kilka rozłożonych tipi. - Ponoka to słowo z języka Czarnych Stóp, spędziłem u nich najwięcej czasu. Znaczy „jeleń”, jest on symbolem siły. To zupełnie co innego niż u nas - tłumaczy Cyprian Świątek ubrany w podkoszulkę i dżinsy. – Nie biegamy w przebraniach. My opowiadamy o prawdziwej historii Indian. Niestety większość zna ją z filmów i książek, które nie przedstawiają prawdziwej wersji. Zależało nam by stworzyć miejsce, gdzie przy ognisku będziemy mogli opowiadać ciekawe historie. Oczywiście mamy historyczne stroje, gdzie nawet jedno pióro w pióropuszu nie jest przypadkowe – zapewnia gospodarz miejsca. I rzeczywiście, siadamy przy jednym z tipi, a Cyprian rozpoczyna nieprawdopodobne opowieści.
Słuchając ich spędzamy cały wieczór.
Dzieci i dorośli mogą spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku, ale wcześniej dowiadują się o łucznictwie Indian, o tym jak ważna dla przeżycia była umiejętność posługiwania się bronią. - Indianie nic nie marnowali. Z tego czego nie jedli wykonywali przedmioty, które służyły w codziennym życiu – opowiada nasz przewodnik, poświęcając wiele czasu na szczegóły. Odsłaniając jedno z tipi pokazuje różne przedmioty. – W naszym muzeum na otwartym powietrzu nie ma gablot. Przedmioty, które tu są, wykonujemy sami. Są one w jakości muzealnej. Część to oryginalne, przywiezione z Ameryki eksponaty - podkreśla Cyprian. Mieszkał wśród Indian, ale - jak podkreśla - nie umie ocenić wiedzy jaką tam zdobył. - Poznałem też człowieka, który pracował przy filmie „Tańczący z wilkami”. Tu łączmy edukację i kulturę. Dzieci w pierwszej chwili nie wiedzą gdzie się znalazły, ale jak zaczynamy opowiadać, to po kilku zdaniach same odkrywają, że nie mają do czynienia z przypadkową „kolorowanką ze sklepu”. Zadają pytania, interesują się, widzą coś zupełnie innego od świata, w którym są na co dzień. Dorośli także – przekonuje Cyprian. Po kilku minutach sami jesteśmy przekonani, że jego słowa brzmią jak nigdy nieprzeczytana książka. „Ostatni Mohikanin” czy też dzieła, znane ze szklanego ekranu odbiegają od profesjonalnego i ciekawego podania właściciela „Ponoki”.
- Działamy już trzeci rok. Chcemy powiększyć wioskę. Myślimy o bizonach, o koniach. To wszystko jest możliwe – uważa Cyprian, a my - jak mieszczuchy - pytamy skromnie, przyziemnie, ale nie bez przyczyny: czy Indianie mieli swoje sposoby na... komary? - Tak! To niezwykłe, ale robili to, co i my czasami robimy tutaj: działa! Otóż śpiewamy specjalną pieśń. Ludzie zwykle reagują zdziwieniem i uśmiechem, gdy opowiadam takie historie. Jednak po chwili sami odkrywają, że to się sprawdza. Dźwięk, który odkryli Indianie, sposób jego śpiewania odstrasza komary – twierdzi nasz rozmówca.
Do dźwięków cywilizacji bardzo blisko z tego wyjątkowego miejsca w pobliżu Radomia. Wystarczy wrócić do auta zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. W domu możemy odwiedzić wioskę pod tym adresem. Jeśli planujecie majówki, polecamy: Wioska Indiańska – Ponoka w Augustowie na skraju Puszczy Kozienickiej. Po kilku godzinach tam spędzonych możecie odkrywać kolejne równie ciekawe atrakcje tego skrawka Mazowsza, a być może zdecydujecie się na noc w tipi, co jest możliwe. Gwarantujemy, opowieści jakie tam usłyszycie i wiedza jaką dzielą się właściciele jest nie do zdobycia w tym szybkim i plastikowym świecie jaki nas otacza. Nie przypomina również wioski indiańskiej w formie placu zbaw znanej mieszkańcom Ustronia wybudowanej w ubiegłym wieku. Ta, którą polecamy, nie jest sztuczna.
Bartek Olszewski