Pośredniak grozi… zwolnieniami
Na poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej wiceprezydent Anna Kwiecień (PiS) oburzona mówiła o nagrodach, jakie PUP przyznał swoim pracownikom w czasie kryzysu, kiedy na wszystkim trzeba oszczędzać. - Tak, urzędnicy otrzymali z funduszu pracy nagrody w tym roku, kiedy zdobyliśmy i sensownie wydaliśmy pieniądze na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu. Nie sądzę, że naganne jest nagradzanie ludzi za wzorowe wykonywanie obowiązków. Zastrzeżeń do nas od wielu lat nie ma – odpowiada dyrektor PUP w Radomiu Józef Bakuła.
Zasada jest taka: 40 proc. na funkcjonowanie pośredniaka przeznacza miasto, a 60 władze powiatu. W br. PUP dysponował sumą 14 mln 394 tys zł. W przyszłym może mieć mniej o 2 lub 3 ml zł. - Zakładając, że miasto przekaże 5 mln 700 tys zł, o co zabiegamy, a starostwo powiatowe, skąd mamy dostać 3 mln 898 tys zł., to pozwoli jedynie zachować proporcje procentowe - twierdzi dyr. Bakuła. I jego zdaniem, przy zapowiadanym dofinansowaniu z miasta na poziomie 5 mln zł pośredniak znajdzie się w regresie. - To nie może pozostać bez konsekwencji. Będę musiał ograniczyć zatrudnienie. Rozważam zwolnienie około 20 osób. Minister pracy reguluje ilość zatrudnionych specjalistów i normy jakie urząd ma oferować. Za niedotrzymanie standardów usług grożą konsekwencje finansowe dyrektorowi placówki – zaznacza Bakuła i zapowiada pozwy sądowe pod adresem miasta z roszczeniem o poniesione wydatki wraz z odsetkami. Jak dodaje, pierwsze zwolnienia zależą od decyzji starosty. - Do sądu możemy iść dopiero w przyszłym roku – precyzuje.
Kwoty podane przez szefa PUP potwierdza starosta radomski Mirosław Ślifirczyk. Wynika to z korespondencji z magistratem. Zapewnia, że próbował rozmawiać z prezydentem Andrzejem Kosztowniakiem, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed roku. - Po pierwszym, wrześniowym spotkaniu nie doszło do kolejnych. Prezydent odsuwał terminy, a ja się dopominałem konkretów. 7 listopada otrzymaliśmy z urzędu informację, że miasto przeznaczy na pośredniak 5 mln zł zamiast 5 mln 700 tys. zł, jakie wynikają z parytetów finansowania placówki - podkreśla starosta. - To sytuacja patowa i bardzo trudna - sumuje Ślifirczyk.
Radomski pośredniak zatrudnia około 250 osób - pracowników etatowych i kontraktowych. - Jeśli dojdzie do zwolnień, jedynym kryterium będzie przydatność człowieka do pracy a nie rodzaj umowy – zaznacza Józef Bakuła. Średnia płaca w PUP, zdaniem dyrektora wynosi 2 tys. 340 zł. brutto. – To nie są oszałamiające pieniądze – uważa.
- Ubolewam, ze tak ważna sprawa dotycząca bezrobocia obywa się bez większej dyskusji. My się nie domagamy, by miasto finansowało PUP kosztem inwestycji czy innych wydatków. Miasto dostaje subwencję na PUP w wysokości 7 mln 330 tys. zł. - Dodaje, że może ją przeznaczyć na dowolny cel. – Nie wiemy na jaki przeznacza – stwierdza Ślifirczyk.
Zadaniem urzędów pracy jest łagodzenie skutków bezrobocia i promocja zatrudnienia. - My jesteśmy pośrednikami. Miejsca pracy powstają w gospodarce, za którą odpowiada miasto. Jeśli zmniejszenie dofinansowania wymusi zwolnienia, to nie ma możliwości byśmy wykonali swoje zadania we właściwy sposób. Po ostatniej podwyżce zapłacimy więcej o 3 tys. 700 zł podatku od nieruchomości. Rosną ceny paliwa, energia elektryczna, wymieniać można długo – wylicza Bakuła.
Bezrobocie w naszym regionie rośnie. Na koniec listopada zarejestrowało się w radomskim urzędzie blisko 500 osób z czego 245 z Radomia. - W pierwszych dniach grudnia zarejestrowaliśmy 1046 bezrobotnych. To co dzieje się na radomskim rynku pracy widzę w bardzo ciemnych kolorach – twierdzi dyr. Bakuła.
Bartek Olszewski