
Poza posłem, który trzymał w rekach bukiet róż, na dworcu przed godz. 13. 50 zjawił się także senator Wojciech Skurkiewicz. Pokazywał dziennikarzom potwierdzenie, że do kancelarii premier dotarła przesyłka, w której znajdował się bilet dla Ewy Kopacz na pociąg z Warszawy do Radomia. Zdementował też słowa szefa PO w Radomiu Zbigniewa Banaszkiewicza jakoby do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie dotarł wykupiony dla Ewy Kopacz bilet i dołączone do niego zaproszenie.
Ale politycy PiS na próżno wypatrywali, czy z pociągu, który ze stolicy przyjechał z dziesięciominutowym opóźnieniem, nie wysiądzie premier Kopacz. Nie wysiadła.
- Ale nadal na nią czekamy. Mamy nadzieję, że przyjedzie nie samochodami Biura Ochrony Rządu, ale pociągiem. Bo chcielibyśmy, aby poznała te problemy, które dotykają nasze miasto, nasz region w związku z opóźnieniami wynikającymi z opieszałości rządu Platformy Obywatelskiej i PSL jeżeli chodzi o budowę drugiej nitki linii kolejowej miedzy warka a Radomiem. Nasze zaproszenie jest wciąż aktualne - przekonuje senator Skurkiewicz.
Marek Suski, choć rozglądał się za Ewą Kopacz przyznał, że "można się było spodziewać, że nie przyjedzie". - Ma wiele obowiązków, ale tysiące pracowników, którzy obsługują kancelarie premiera i Ministerstwo Infrastruktury, nikt się nie pofatygował. Pociąg pospieszny z warszawy do Radomia jedzie ponad dwie godziny i jeszcze przybył opóźniony, a to tylko 100 kilka kilometrów - komentuje poseł. Wyraża też nadzieje, że po wyborach "kolejne władze przyspieszą tę inwestycję". - Bo dzisiaj nadal nie wiadomo, kiedy te nowe tory będą budowane - sumuje Marek Suski.
(bdb)