Premiera w Teatrze Powszechnym w Radomiu. „Tęsknię za domem”, jak papierek lakmusowy rodzinnych relacji

2 października 2024

Są tu dialogi wyjęte jakby z naszego domu, czy kolegi. Sztuka uwypukla, jak trudne momenty w życiu spektaklowej rodziny, mogą eskalować wcześniejsze napięcia. Jednocześnie ukazuje, że jej członkowie bardzo się kochają, choć o uczuciach mówić nie potrafią.

Sztuka pt." Tęsknię za domem"

 

Premiera inaugurująca sezon artystyczny w Teatrze Powszechnym w Radomiu ma charakter quasi biograficzny, bowiem inspirowana jest doświadczeniami reżysera Radosława Maciąga pochodzącego z podradomskich Pionek.

Jak papierek lakmusowy

Rodzina z małego postmodernistycznego miasteczka: Matka dyrygująca familią, Ojciec będący nieco w cieniu żony, dorośli synowie (Sylwek, który utknął w domu rodzinnym, a Maciej wyjechał do wielkiego miasta), ciężarna synowa Elka i Babcia z postępującą demencją. Sztuka „Tęsknię za domem” jest jak papierek lakmusowy relacji rodzinnych, ich kryzysowych sytuacji czy dialogów z życia rodzinnego widza. - Są tu zdania, które możemy znać z własnego doświadczenia czy z opowieści znajomych. W efekcie widz może doświadczyć dojmującego smutku w kontekście własnych wspomnień; może to przynieść oczyszczenie i uwolnienie się od stłumionych emocji. „Nie oszukujmy się, każdy z nas tak ma. Tacy jesteśmy” – mówi zgodnie zespół aktorski, w skład którego wchodzą: Izabela Brejtkop, Iwona Pieniążęk, Natalia Samojlik, Piotr Kondrat, Filip Łannik i Mateusz Paluch.

Dom inspiracją

Reżyser Radosław Maciąg nie kryje, że to quasi biograficzny spektakl, który powstał w oparciu o autorski utwór dramatyczny pod tym samym tytułem. - Wielką inspiracją był dla mnie mój dom rodzinny i postaci, które znam z życia prywatnego. To np. moi rodzice, którzy nie rozpoznali tu jakiegoś obnażenia czy rodzaju ekshibicjonizmu, tylko sami też zauważyli, na ile inspiracja została przekształcona w fikcję. Inspiracje są jak najbardziej rzeczywiste, natomiast sama akcja sztuki, jej przebieg i zwroty akcji są rodzajem fikcji, która ma pokazać tę właśnie prawdę, która jest podstawą – wyjaśnia reżyser.

Spektakl osadzony jest w latach 90., ale opowiada o współczesnych ludziach, którzy nie wydobyli się z okresu transformacji. Relacje w tej rodzinie są trudne, pojawiają się konflikty światopoglądowe, współuzależnienie, przerzucanie win, brak empatii. Co ważne, całe ich życie nie jest utkane tylko z tych negatywnych aspektów; one są tu incydentalne. Przedstawienie mówi o konkretnym, trudnym i pełnym napięć momencie. Jakim? Tego można się dowiedzieć idąc do teatru.

- Dlatego może tutaj te reakcje są jakieś nieprzyjemne, podkręcone, mocniejsze, dlatego że wszyscy są napięci i przestraszeni tym, co się wydarzyło, co się może wydarzyć – zdradza Natalia Samojlik. - To jest o rodzinie, która nie potrafi rozmawiać o uczuciach – uzupełnia Izabela Brejtkop.

Kochająca się rodzina

De facto jest to przecież kochająca się rodzina, u której podstaw leżą braki w komunikacji czy nieumiejętność wejścia w czyjeś buty. To spektakl, który może służyć jako forma terapii: zobaczymy tu swoje odbicie w lustrze, być może uzmysłowimy sobie, jak sami niekiedy zachowujemy się wobec innych członków rodziny lub oni wobec nas.

W dialogi, w wielu miejscach jakby wyjęte z naszych domów, wplecione są fragmenty, które widza rozbawiają, choć niekiedy może to być śmiech przez łzy. – Reakcje widowni pokazują nam, że my, ludzie, bywamy mało empatyczni. W jednej ze scen mówię o tym, że babcia się „obsrała” i się rozbiera, bo jest już na takim etapie demencji, a ludzi to po prostu bawi. Bawi jakby nieszczęście ludzkie, które może dotknąć każdego z nas i jest zupełnie losową rzeczą, jak na przykład choroba. Ale z widowni też czuć zaraz potem refleksję, że może jednak nie wypada się z tego śmiać – dzieli się swoimi wrażeniami Mateusz Paluch.

Sztuka została nagrodzona tytułem najlepszego utworu dramatycznego w sezonie 2023/2024 w konkursie Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.

Premiera w piątek, o godz 19 na Dużej Scenie Teatru Powszechnego. 

Sas

Tags