Prezydent Komorowski o podpalaniu i zakładaniu komitetów, o Czerwcu ’76 i KOR-ze
Aula UTH wypełniła się po brzegi; przyszli nie tylko uczniowie
radomskich szkól i studenci, ale także pracownicy uczelni. Tematem
nietypowej lekcji były wydarzenia Czerwca 1976 roku w Radomiu. O tym,
jak one wyglądały opowiadał Tadeusz Ślifirczyk. Miał wtedy 25 lat,
pracował w Radoskórze. Milicja zgarnęła go jednak nie podczas samej
manifestacji, ale dopiero wieczorem na ul. Żeromskiego. – Twierdzili, że
podpaliłem jelcza. Zawieźli do aresztu na Malczewskiego, po pięciu
dniach przewieźli na komendę na Kilińskiego. Za każdym razem
przepuszczali nas przez ścieżki zdrowia. Potem, nie chcieli mnie przyjąć
ponownie do pracy. Nie pracowałem trzy miesiące – wspominał.
O
pomocy dla radomskich robotników po czerwcu 76 roku opowiadała Agnieszka
Wolfram- Zakrzewska, która w działalność opozycyjną zaangażowała się
mając 18 lat. – W Komitecie Obrony Robotników byłam – tak jak pan
prezydent Komorowski „tajniakiem” . Otrzymywaliśmy adresy pokrzywdzonych
radomian i przyjeżdżaliśmy tutaj z pomocą – materialną, żywnościową.
Staraliśmy się też zbierać relacje od uczestników na temat wydarzeń –
mówiła. Podkreślała, że ona i jej koledzy trafiali do bardzo biednych
rodzin. – Często nie byli to nawet uczestnicy strajku, ani żadni
chuligani, którzy demolowali sklepy. Ot, po prostu zostali zgarnięci do
milicyjnej suki z ulicy i skierowani pod sąd - tłumaczyła. Dodała, że w Radomiu była "ogromna bieda i potworne represje".
Jako osoby
bardzo zaangażowane w pomoc robotnikom – także tę prawną – Wolfram -Zakrzewska wymieniała
też „gwiazdy opozycji” – Halinę Mikołajską, Ankę Kowalską, mecenasów
Siła-Nowickiego i Jana Olszewskiego.
Prezydent Komorowski także
przypomniał swoją opozycyjną kartę. – O powstaniu KOR-u dowiedziałem się
chyba z prasy austriackiej; byliśmy wtedy z moją narzeczoną,
obecnie żoną, właśnie w Austrii, gdzie zarabialiśmy na nasze przyszłe
mieszkanie. Ja byłem pomocnikiem kelnera, ona pomocnikiem kucharza. W
drodze powrotnej zatrzymaliśmy się u mojej rodziny w Wałbrzychu. Gdy
wysiedliśmy o czwartej rano z pociągu ogarnęło mnie ogromne poczucie
beznadziejności: zobaczyłem szare miasto, kobiety stojące od świtu w
kolejkach, by kupić coś mężom- górnikom na kanapkę do pracy... I pomyślałem, że to się nigdy nie skończy – zapewniał
prezydent.
Bronisław Komorowski podkreślał, że ogromną wartością
Czerwca ’76 roku i Zwłaszcza KOR-u było to, że doszło do porozumienia
pomiędzy robotnikami, a elitą opozycji, która się wówczas
krystalizowała. – 1976 rok przełamał tę nieufność, która miała miejsce i w
marcu 1968 w Warszawie, i w 1970 roku na Wybrzeżu – twierdził. – Była
wtedy wspólnota losu i działania – dodał. Jego zdaniem, Czerwiec '76 roku dał początek tworzeniu się ogromnemu ruchowi "Solidarności".
Prezydent udał się także w
krótką podróż sentymentalną na ul. Moniuszki. Tu, pod numerem 12,
mieszkała jego ciotka Ziuta Majewska. – Było to jej fałszywe nazwisko,
bo naprawdę nazywała się Komorowska, ale to że się nim nie posługiwała
wynikało z jej bardzo skomplikowanych losów. Gdy więc po 1976 roku
przyjeżdżałem do Radomia miałem gdzie spać, co zjeść. Poznałem tutaj
wspaniałych ludzi jak Jana Rejczaka, późniejszego wojewodę radomskiego,
czy panią Krystynę Dzierżanowską (latach 90. przewodnicząca rady
miejskiej w Radomiu – przyp. autorka) – wspominał Bronisław Komorowski.
Prezydent przypomniał też historię, gdy na ul. Moniuszki zjechały milicyjne
samochody. – Myśleliśmy, że to obława na nas, a okazało się, że
milicjanci przyjechali do pobliskich konsumów… - śmiał się.
Bożena Dobrzyńska