
Wielu z nich wysłuchało barwnego, okraszonego licznymi dygresjami i anegdotami wywodu profesora, stojąc na korytarzu. Nie zawiedli się - Jan Miodek okazał się właśnie takim, jakiego znamy z telewizyjnych programów, publicznych wystąpień i publikacji.
Profesor na początku przyznał, że w Radomiu jest pierwszy raz, ale też od razu wyjaśnił, dlaczego mówimy np. jadę do Radomia, Wrocławia, Bytomia, ale do Krakowa, Chorzowa. - Gdybyśmy żyli 200 - 300 lat temu mówilibyśmy "Wrocławji", "Radomji", tak jak mówiono "krewji", "karpji", "pawji". Ale w XVIII wieku spółgłoski wargowe straciły miękkość i jedynym śladem po przyrostku "ji" jest właśnie w przypadkach zależnych forma "(do) Radomia", (do) Bytomia, (do) Poznania - tłumaczył profesor.
Wiele językowych żywiołów
W zasadniczej części wykładu językoznawca skupił się na rozwoju polszczyzny w ciągu ostatniego 100-lecia. Profesor przypomniał, że po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, była ona swoistym żywiołem językowym, na który składała się i gwara śląska, i sposób wysławiania się mieszkańców Wilna, Lwowa (charakterystyczny zaśpiew, dźwięczne "h" w takich wyrazach jak harmonia, wahadło, przedniojęzykowo-zębowe "ł"), i awans społeczny kobiet. - Chociaż nadal obowiązywała maskulinizacja form żeńskich - żona pana Puzy to była Puzynina, a córka, panienka - Puzynianka, a niezamężna córka pana Jaśkiewicza - Jaśkiewiczówna. Dlaczego obowiązywały dwa rodzaje końcówek "-anka" i "-ówna"? Ano dlatego, by np. na pannę, której ojciec miał na nazwisko "Waży", nie mówić "Ważygó...." - wyjaśniał z humorem prof. Miodek.
Językoznawca zwrócił uwagę, że już w okresie międzywojennym polszczyzna przyswoiła wiele terminów obcych, także angielskich, a dotyczyło to przede wszystkim sportu. To z tego okresu mamy słowa: "ring", "boks", "trener", "brydż". Sporo zapożyczeń trafiło do nas najpierw poprzez formę graficzną, dlatego np. kiedyś mówiono "bussines", a w latach 60. używano dwóch nazw zespołu: "Bitlesi" i "Bitelsi".
W Ścinawce poprawniej niż w Warszawie
Na kształt języka po wojnie miały wpływ m.in. migracje ludności. - Mieszkańcy, jak się to kiedyś mówiło Ziem Odzyskanych w pierwszym pokoleniu przenieśli na nowo zajęte tereny dotychczasowy sposób wysławiania się, ale już ich dzieci posługują się językiem najbardziej zbliżonym do literackiego. - Dlatego język, którym posługują się np. mieszkańcy małej Ścinawki Górnej może być bardziej wzorcowy, niż niektórych warszawiaków. Ostatnio na dworcu kolejowym w Warszawie słyszałem zapowiedź z megafonu: "pociąg do Lublyna". Widocznie ta pani nie zapomniała, że pochodzi z Mazowsza - opowiadał Jan Miodek.
Po drugiej stronie mocy
Co ciekawe - ostatnie 28 lat języka polskiego, to zdaniem naukowca, niekoniecznie wyłącznie wpływy i kalki z angielskiego (profesor przyznał, że walczy z "dokładnie" i "dedykowanym dla kogoś"). - W tym czasie cywilizacyjnym elementem, który ona komunikacyjny pejzaż jest rzeczywistość elektroniczna. - Zasoby językowe polszczyzny pomnożyły się o takie słowa jak "komputer", SMS, skaner, dżojstik - wymieniał prof. Miodek. Zwrócił jednocześnie uwagę, jak niektóre z tych słów, np. dyskietka szybko stają się bezużyteczne (i bardzo młodzi ludzie w ogóle tego pojęcia nie znają) i jak dochodzi do "skrzyżowania" np. kultury chrześcijańskiej z kulturą masową. - Mój pięcioletni wnuk, gdy usłyszał, że nasz znajomy umarł, zapytał, "czy on jest po drugiej stronie mocy"? - przytaczał profesor.
Full-time dla Chrystusa
Prof. Miodek podkreślał, że "zasilanie" języka smaczkami stylistycznymi przydaje mu uroku i wyrazistości. - Zawsze używaliśmy takich "skrzydlatych słów", jak "panta rei", "przekroczenie Rubikonu", czy nawet czeskiego "to se ne wrati". Chociaż - jak powiedziała mi pewna Czeszka - jest ono poprawne językowo, to Czesi wcale go nie używają... Ten zwrot wymyślili Polacy - przekonywał profesor.
Dzisiaj, przede wszystkim młodzi ludzie, mają kolejne "skrzydlate słowa". - "Sorry", a nawet "sorki'. Oni są "cali happy" i bez przerwy "łałują (wow) - mówił profesor Miodek. I ponownie zacytował kapłana, który zwrócił się do młodzieży: - "Musicie być full-time dla Chrystusa". Amen
.
Bożena Dobrzyńska