Prof. Stanisław Banaszkiewicz honorowym obywatelem Radomia
- Jest pan autorytetem. Wzorem dla innych nauczycieli. Dziękujemy! – takie słowa najczęściej słyszał dziś prof. Stanisław Banszkiewicz. Wieloletni pedagog, wychowawca olimpijczyków z chemii został honorowym obywatelem Radomia.
Uroczystość nadania tytułu miała miejsce podczas nadzwyczajnej sesji
rady miejskiej, która odbyła się w zespole Szkół Muzycznych. Poza
radnymi, w tym sejmiku Mazowsza i parlamentarzystami, zgromadziła ona
wielu nauczycieli, a także wychowanków prof. Banaszkiewicza – dziś już
bardzo często pracowników naukowych wyższych uczelni.
Przewodniczący rady miejskiej Dariusz Wójcik odczytując uzasadnienie nadania honorowego tytułu profesorowi podkreślał jego liczne zasługi dla radomskiej edukacji i dla miasta. Profesor w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Kochanowskiego pracował od 1954 r. przez 12 lat, koło chemiczne prowadził będąc także na emeryturze. Uczęszczało do niego łącznie około 2 tys. uczniów, spośród których ponad 1000 wystartowało w olimpiadach chemicznych, ponad 400 znalazło się w finale, ponad 100 zostało laureatami, a blisko 70 otrzymało wyróżnienia. Profesor prowadził też wykłady i zajęcia w Wyższej Szkole Inżynierskiej (późniejszej Politechnice Radomskiej), jest autorem kilkudziesięciu publikacji naukowych, wielu recenzji i trzech książek. Przez dwie kadencje był także radnym rady miejskiej.
Prof. Banaszkiewicz dziękował przede wszystkim swoim
dawnym współpracownikom i następcom, w tym swojej żonie Annie, która
przejęła jego uczniów w VI LO, gdy odszedł na uczelnię, dyrektorom
„Kochanowskiego”. – Bez nich, bez dobrej szkoły nie byłoby mnie tutaj –
zapewniał. Wspominał, jak tworzył w liceum niemal od zera laboratorium
chemiczne, jak – co zabrzmiało anegdotycznie – porozumiewał się, będąc
już poza liceum, a nadal prowadząc szkolne koło chemiczne – z innymi
nauczycielami. – Mieliśmy zwyczajną szufladę, gdzie zostawialiśmy sobie
wiadomości – mówił z uśmiechem. I to poczucie humoru oraz skromność
honorowego obywatela podkreślano dziś wielokrotnie.
Życzenia
profesorowi składali m.in. politycy. – Jest pan legendą, punktem
odniesienia dla radomskich nauczycieli. Pana wychowankowie po prostu
pana kochają – mówiła posłanka Marzena Wróbel. Zaznaczyła, że sama będąc
jeszcze radną, wiele od Stanisława Banszkiewicza się nauczyła. – Przede
wszystkim odpowiedzialności. Pan nigdy nie pytał, czy cos jest dobre
dla pana albo ugrupowania, które pan reprezentował. Pan pytał czy to
jest dobre dla obywateli Radomia – przekonywała posłanka.
Ta odpowiedzialność profesora przejawiała się także w czymś, co wydawało się bardzo prozaiczne. – Środa, godz. 17 to był święty czas, bo wtedy odbywały się spotkania koła chemicznego. Wiadomo było, że to dla profesora było najważniejsze – twierdzili radni i współpracownicy.
(bdb)
Rozmowa z prof. Stanisławem Banaszkiewiczem
Czy to dla pana szczególnie ważny dzień?
- Nie, taki jak każdy inny.
Ale wydarzyło się coś wyjątkowego?
- Nie,
to jest sprawa uznania dla tego, co robiłem, a ja robiłem nie dlatego,
co dzisiaj tutaj było, a dlatego, że to mnie pasjonowało.
Co w tej wieloletniej pracy dało panu najwięcej satysfakcji?
- Moi
wychowankowie. To jest rezultat mojej pracy. I gdyby ich nie było, to
nie było by ani tej uroczystości, ani żadnej satysfakcji. Bo dla
nauczyciela największa satysfakcja są jego uczniowie. A oni są kochani.
Oni organizują wszystkie te spotkania, w tym to dzisiejsze. I oni
zabiegali o to przez lata. Oni opracowali monografię szkoły; to jest
chyba jedyna taka publikacja zawierająca historie koła naukowego ze
szkoły średniej. Oni organizują wszystkie spotkania młodzieży, która
przewinęła się przez szkołę przez 60 lat. Oni są w pierwszej linii nie
tylko, gdy są uroczystości, ale także wtedy gdy są kłopoty. I to jest
największa moja radość, największa satysfakcja. A wyróżnienie traktuję
jako uznanie dla całej szkoły. Bo gdyby nie było dobrej szkoły, dobrego
zarządzania nią, dobrej młodzieży, to nie było by tych rezultatów.
Olimpijczyk to nie jest człowiek, który się nauczy rozwiązywać kilka
zadań. To człowiek, który potrafi samodzielnie myśleć, pracować nad
podręcznikami akademickimi, napisać, to co zrobił. Bez wszechstronnej
wiedzy nie ma takiej możliwości, olimpijczyk nie wyrośnie. Olimpiada nie
powiela faktów. Olimpiada powiela umiejętności. Jeżeli ktoś ma
umiejętności z różnych dziedzin, to jest w stanie zbudować całość, która
jest wymagana w danej chwili. I to jest dla mnie najważniejsze, że np.
na Politechnice Warszawskiej jest teraz siedmiu profesorów, którzy są
absolwentami „Kochanowskiego” . To chyba jedyny taki przypadek w
Polsce, że wywodzą się z jednej szkoły, na dodatek prowincjonalnej, nie z
jakiejś metropolii. I oni znaleźli dzisiaj czas, by tutaj przyjechać. A
wyróżnienie? Oczywiście, ja sobie to cenię, ale traktuję to jako
uznanie tego co ja robiłem. A nie wyróżnienie dla wyróżnienia. Gdyby tak
było, byłoby ono martwe.
Jak się osiąga takie sukcesy?
- Pracowałem
na co dzień z tymi ludźmi. Normalnie. Traktowałem ich po partnersku i
wspólnie rozwiązywaliśmy problemy. Młodzież trzeba traktować serio, nie
można przed nią udawać. Ona jest bardzo inteligentna i jest doskonałym
obserwatorem. Jeżeli robiłbym co innego, a mówił co innego, nie byłoby
efektów. Bo słowa wzruszają, przykład pociąga.
Co radziłby pan, dziś w dzień edukacji, swoim młodszym kolegom, by mogli odnosić sukcesy podobne do pańskich?
- Poważnego traktowania swojego zawodu. Szanowania uczniów. I pracy, jeszcze raz pracy. Bo bez niej nic się nie osiągnie.
Bożena Dobrzyńska