Prywatna sprawa Krzysztofa Sońty
- Tak, pracuję w ośrodku dla niedowidzących. To jest moja prywatna sprawa. Nie koliduje z obowiązkami tu, w urzędzie. Jestem nauczycielem w internacie i wychowawcą – potwierdza były poseł.
Ale zanim to uczynił, musieliśmy przez kilka minut szukać jego gabinetu w budynku USC przy ul. Moniuszki. Nie ma wywieszki, żadnej informacji. - Poseł przyjmuje w pokoju 211 – mówi nam sympatyczna urzędniczka wskazując zamknięte drzwi bez jakiejkolwiek tabliczki poza numerem. Na korytarzu pustki, nikogo w kolejce do byłego posła. Pytamy, czy jest w pracy. – Tak, w sekretariacie Rady Miejskiej – słyszymy. Faktycznie, Krzysztof Sońta wychodzi z gabinetu przewodniczącego i zaprasza do siebie.
- Nie mam gabinetu, mam przyznane pomieszczenie – tłumaczy nowy doradca prezydenta, który za swoją pracę otrzymuje „coś poniżej 5 tys. zł brutto” jak mówił dziennikarzom prezydent Andrzej Kosztowniak. On też określił kompetencje swego doradcy. - Monitoruję sprawy samorządowe, ustawy z zakresu społecznego, także te nowo projektowane, których uchwalenie rząd zapowiada. Od pierwszego stycznia będzie podniesiona płaca minimalna, która wykluczy kolejne osoby z pomocy społecznej. One będą wymagały tej pomocy, tym obszarem też się zajmuję – wyjaśnia Krzysztof Sońta. Uważa, że interwencje od radomian powinny "być w jakiś sposób selekcjonowane przez jakiegoś pracownika urzędu", którego wskaże mu prezydent. - Ja nie mam mieć dostępu do ludzi w sposób bezpośredni, ponieważ moje stanowisko jest stanowiskiem w kolegium prezydenta, w gabinecie politycznym – precyzuje.
Pod biurem byłego posła spotykamy kobietę w średnim wieku - Dzień dobry, czy mogę z panem porozmawiać? Sprawa bardzo pilna. Jestem któryś raz z kolei. Zwolniłam się z pracy na trzy godzinki, by do pana trafić. Trzeba mieć szczęście, żeby się z panem spotkać w ogóle – zauważa pani Krystyna. - Trzeba wiedzieć gdzie – słyszy w odpowiedzi. Sońta zaprasza petentkę do pokoju i chce ją umówić na spotkanie. Gdy ta zapewnia, że zajmie tylko pięć minut - przyjmuje ja od razu.
Po południu i w weekendy
- Moja praca tutaj nie koliduje z pracą w ośrodku – wyraźnie zaznacza Sońta tłumacząc obowiązki doradcy ds. osób wykluczonych i organizacji pozarządowych. - W kolegium nie ma określonych godzin pracy, natomiast tu, w budynku przy Moniuszki, pracuję od 7.30 do 15.30. W poniedziałki i wtorki zostaję dłużej. Natomiast w ośrodku pracuję w soboty i niedziele po 8 godzin oraz popołudniami. Dziś mam np. na 16.30, ale proszę o tym nie pisać, bo to jest moja prywatna sprawa. Państwo macie oczywiście prawo pytać, ale co to ma wspólnego z tym, co robię z czasem wolnym, popołudniami? Tłumaczę, że to moja prywatna sprawa – grzecznie wyjaśnia Krzysztof Sońta.
Były poseł jest także na etacie nauczyciela wychowania fizycznego w gimnazjum nr 24, ale gdy został posłem zgodnie z przepisami został oddelegowany do sejmu. W szkole nadal zastępuje go inny nauczyciel. – Mam takie prawo i z niego korzystam – przypomina były parlamentarzysta.
Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci
Niewidomych i Słabo Widzących jest placówką podległą urzędowi marszałkowskiemu. Z
dyrektorem placówki nie udało nam się skontaktować. Jak nam powiedziano w sekretariacie, dziś nie będzie osiągalny.
Bartek Olszewski
Komentarz
Jesteśmy pełni podziwu nie tylko dla pracowitości, ale i dobrego serca byłego posła. Nie wrócił przecież do macierzystej szkoły (przypomnijmy: gdy przegrał mandat poselski trwał już rok szkolny), dzięki czemu zastępujący go nauczyciel nie wyleciał na bruk. A przecież były parlamentarzysta miał prawo wrócić. Doradca prezydenta znalazł więc zatrudnienie w innej placówce oświatowej. Mimo trwającego roku szkolnego i mimo bezrobocia, także wśród pedagogów, etat dla Krzysztofa Sońty (przypomnijmy: już nie bezrobotnego) był. Miał prawo go zająć.
Bożena Dobrzyńska