Przewodniczący napisał do marszałka
Dariusz Wójcik pisze:"Stało się niestety jak przewidywałem. Nie jest Pan zdolny do jakichkolwiek przeprosin. Jestem przekonany, że jest to element Pańskiej kampanii wyborczej opartej na niemerytorycznym fałszu. Stać Pana jedynie na rzucanie oskarżeń i pomówień, a nie stać Pana na spojrzenie prawdzie w oczy i przyznanie się do błędu. Prawda tymczasem jest taka, że posunął się Pan do ataku politycznego próbując odwrócić uwagę od sedna sprawy, czyli związków Pana osoby z pracą organów ścigania.
Komentując moje stanowisko w spawie Pańskich pomówień w jednym komentarzu odsyła mnie Pan do ZOO, w innym twierdzi Pan, że „zagrzała mi się głowa od stania w korku” i że domagam się przeprosin za mówienie prawdy. W związku z tym, czy można wierzyć w słowa, które Pan wypowiada? Jeżeli tak to: gdzie są środki na Orliki, które Pan obiecał? Gdzie są obiecane środki na budowę systemu „parkuj i jedź”? Gdzie są obiecane środki na pawilon ginekologiczny? Gdzie są obiecane środki na dofinansowanie Mistrzostw Świata w Akrobacji Samolotowej?
Można by tak w nieskończoność wymieniać Pana obietnice i wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Czy obiecując dofinansowanie w tych wszystkich przypadkach mówił Pan prawdę? Nie oczekuję odpowiedzi na to pytanie. Posuwa się Pan niestety często do mówienia kłamstw w odniesieniu do wsparcia projektów, jak i rzucania oskarżeń i szkalowania innych. Sprawowanie władzy publicznej to odpowiedzialność, której ciężko się u Pana doszukać. Zamierza Pan kandydować na urząd Prezydenta Radomia. Pozwoli Pan, że nie będę radomianom życzył takiego gospodarza. Organizuje Pan happeningi i nie traktuje polityki na serio. Dlatego tym oświadczeniem kończę z Panem polemikę, gdyż dla mnie polityka to odpowiedzialność, troska o dobro wspólne.
Panie Marszałku, zgoda buduje, niezgoda rujnuje".
List kończą wyrazy szacunku do adresata.
Komentarz
Jak to dobrze, że w trosce o opinię publiczną i rzecz jasna nudzących się w sezonie urlopowym dziennikarzy, nie tylko politycy "na górze" dostarczają nam wszystkim mięsa armatniego. A to zorganizują jeden, a to drugi happening, położą się pod gmachem Corazziego, zwołają się na "czyn społeczny", podarują sobie nawzajem gadżety. Jak nic, nauka idzie też z góry, od ojca chrzestnego politycznych "eventów" Janusza Palikota, a z opatentowanych już wzorców korzystają wszyscy po równo. Co ciekawe, dołącza do nich w pewien sposób na swoim blogu (no, przecież Palikot to autor jednego z najbardziej znanych) sam prezydent Kosztowniak. Widzę jednak różnicę - pan przewodniczący nie przebiera w słowach zarówno w swoim liście, jak i wypowiedziach pod adresem Szprendałowicza. Pan prezydent - zwraca się do niego nad wyraz uprzejmie, po imieniu: "Piotrze", a nawet "drogi Piotrze".
Cóż, każdy ma takiego Palikota na jakiego zasługuje.
Bożena Dobrzyńska