Radomianka jedzie po Oskara!

31-letnia absolwentka Liceum Ogólnokształcącego im. Kochanowskiego jest nominowana do Oskara za krótkometrażowy film "Królik po berlińsku" razem z reżyserem Bartkiem Konopką. - Wiem, że brzmi to nieskromnie, ale jeśli film zostanie nagrodzony, to Oskara dostanie zarówno Bartek, jak i ja - Anna Wydra nie kryje radości.
Radomianka zanim została producentką filmową, pracowała... jako analityk bankowy. - Byłam w klasie matematyczno-fizycznej i zastanawiałam się między teatrologią a ekonomią. Wybrałam Szkołę Główną Handlową, bo akurat tam szedł mój ówczesny chłopak - opowiada nam. Jednak - jak przyznaje - już po studiach zwyciężyła miłość do sztuki. - Pierwszy film, którego nikt nie widział, nakręciłam także z kolegą z banku. Potem poznałam, również pochodzącego z Radomia, studiującego w katowickiej szkole filmowej Karola Gajewskiego, który zaproponował mi współpracę na planie spektaklu w teatrze telewizji. Tam miałam pierwszy kontakt z Bartkiem, a ponownie spotkaliśmy się w Mistrzowskiej Szkole Andrzeja Wajdy - mówi Anna.
Producentka uważa, że w zawodzie, który wykonuje udaje jej się łączyć dwojakie predyspozycje: ścisły, analityczny umysł i artystyczne widzenie świata. - Moja praca to z jednej strony szukanie pieniędzy, konstruowanie umów, a z drugiej wybór właściwych ludzi, rozmowy i współpraca z reżyserami. I jedno, i drugie bardzo lubię - tłumaczy Anna Wydra.
W Radomiu nie ma jej wprawdzie od dziesięciu lat, ale nadal mieszkają tu jej rodzice, znajomi, których odwiedza. - Ostatnio byłam między świętami a Nowym Rokiem. Darzę Radom ogromnym sentymentem, bardzo miło wspominam i szkołę, gdzie byłam przewodniczącą klasy, i teatr gdzie grałam - zapewnia Anna.
Co dalej? - Mamy już kolejny projekt, to będzie fabuła. Przy pierwszym, pełnym metrażu Bartka "Lęk Wysokości” z Marcinem Dorocińskim i Krzysztofem Stroińskim w rolach głównych byłam drugim reżyserem - wyjawia Anna Wydra. Nadal jednak chce być wierna dokumentowi. - W Polsce niesłusznie jest on niedoceniany. Zapominamy, że np. zaczynał od niego sam Krzysztof Kieślowski. Chciałabym, by "Królik po berlińsku' i wszystko co się wokół niego dzieje, sprawiło, że bardziej przekonamy się do tego rodzaju obrazów - podkreśla nasza rozmówczyni.
Bożena Dobrzyńska
"Godzinny dokument Bartosza Konopki „Królik po berlińsku” to dowcipna, wystylizowana na oświatowy reportaż alegoria życia w systemie totalitarnym z udającym powagę, wszechwiedzącym lektorem wprowadzającym w temat (w tej roli Krystyna Czubówna). Bohaterami są dzikie króliki, które poczynając od 1961 r. osiedlały się masowo w przygranicznym pasie, oddzielającym zachodnią część Berlina od NRD. Bezpieczeństwo, brak konkurencji, względna wygoda skończyły się jednak, gdy mur postanowiono rozebrać." - napisał w recenzji w "Polityce" Janusz Wróblewski.