
Mikołaj Grabowski uważa, że "Ślub" w polskiej dramaturgii jest rzeczą najtrudniejsza do zrobienia. - To jest taki sztandarowy utwór Gombrowicza i w literaturze XIX i XX wieku należy do pięciu najlepszych polskich sztuk teatralnych. Dlatego to jest wyzwanie - przyznaje reżyser. Ale od razu podkreśla, że nie tylko dla niego, ale i aktorów. - Bo Gombrowicz weryfikuje aktorów w sposób straszliwy. Każdy fałsz jest totalnie słyszalny, bo gra w Gombrowiczu polega na kreowaniu postaci, że każdy odpowiedzialny jest sam za siebie. Tu nie ma tak, że ktoś jest podległy roli, wykonuje rolę. Nie, on jest aktorem tego świata, który został stworzony w śnie Henryka. To świat wykręcony, obrócony do góry nogami, straszliwy, skopany, bez wartości. Henryk próbuje odbudować te wartości, natomiast wszystkie osoby z jego snu są powołanymi do życia. Ojciec jest ojcem, ale i nie jest ojcem - on tylko gra ojca. Ale skoro już jest ojcem, to chce być hegemonem - opowiada Grabowski. Przypomina, że Gombrowicz mawiał, że "ludzie na świecie grają". - I sytuacja gry międzyludzkiej, gry między nami jest najważniejsza, a więc zakładająca świadomość tego, który bierze udział w tej grze. Dlatego totalnie weryfikuje aktora, ponieważ każe mu z pełną świadomością wchodzić w grę, ją zaprzeczać, zmieniać postać, usuwać się z niej, umykać, wracać, pogłębiać, tonować. Stąd modeli grania jest bardzo dużo - mówi reżyser. Jednocześnie zaznacza, że Gombrowicz "napisał coś fenomenalnego", dlatego nie zamierza tego zmieniać. - Oczywiście, dojście do tematu jest takie, jak ja sobie wyobrażam - podkreśla.
Mikołaj Grabowski przypomina, że to czas weryfikuje tematy. - "Ślub" powstał w latach 50. To była świeża rana po II wojnie światowej i ten cały okropny koszmarny sen o zdeformowaniu świata tam ma miejsce. Oczywiście, że my mamy ten świat dalej rozwalony, choć się trzyma pewnego porządku, bo wyjdziemy na ulice i wydaje nam się, że jest dobrze. Ale nie jest dobrze, gdy sięgniemy głębiej w to, co się dzieje na świecie to wiemy: wojna trwa cały czas. W związku z tym nie ma problemu, że Henryk jest osobą, która wróciła z wojny, ponieważ w każdej godzinie, na każdym kontynencie toczy się jakaś wojna, nie mówiąc o tym, że odbywa się wojna w sercu miast europejskich. Cały czas żyjemy w stanie zagrożenia, w świecie, gdy formy upadają. Ale ta forma ma to do siebie, że się odradza, chce zafunkcjonować. I jest walka o to, że jednak świat musi istnieć i opierać się na jakichś zasadach, bo inaczej byśmy zwariowali - uważa Grabowski. I stawia pytania: czy świat ma zastygnąć w wej dotychczasowej formie, trzymać się tego, co było, bo dzięki temu jakoś żyjemy, czy też budować coś nowego, z zupełnie nowego instynktu? - I ta walka odbywa się choćby między starym i młodym pokoleniem. Syn musi zabić ojca, żeby być potem ojcem - uświadamia nam artysta.
"Ślub" w reżyserii Grabowskiego rozgrywa się zatem może nie w wojennej, ale żołnierskiej scenerii, konkretnie w wojskowym ogromnym hangarze.
"Ślub" jeszcze cztery razy, "Iwona" cztery, a nawet więcej
"Ślub", najczęściej wystawiany dramat Witolda Gombrowicza, zobaczymy na deskach "Powszechnego" jeszcze trzy razy: w poniedziałek (24 bm.) jako koprodukcję Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu i Teatru Współczesnego ze Szczecina w reżyserii Anny Augustynowicz: we środę (26 bm.) w wykonaniu Teatro Replika z Madrytu (Hiszpania) w reżyserii Jarosław Bielskiego; w czwartek (27 bm.) spektakl zaprezentuje Teatr Baj Pomorski z Torunia (reżyseria Zbigniew Lisowski).
Ponadto w programie aż cztery przedstawienia "Iwony Księżniczki Burgunda: w niedzielę (23 bm.) koprodukcja Váci Dunakanyar Színház, Vác & Nemzeti Színház, Budapeszt (Węgry), w piątek (28 bm.) w wykonaniu En Rang d'Oignons compagnie z Marsylii (Francja) - zaplanowany wcześniej jako spektakl plenerowy na placu zabaw zostanie jednak zagrany we wnętrzu teatru; w sobotę (28 bm.) w wersji hiszpańskiej Pablito No Clavó Nada, Buenos Aires (Argentyna) oraz tego samego dnia sztukę zaprezentuje Teatr Studyjny Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi i będzie to kolejna realizacja w reżyserii Anny Augstynowicz.
Organizatorzy zaprosili także do Radomia spektakle, dla których twórczość Gombrowicza jest tylko (albo aż) inspiracją do własnej twórczości. Tak należy traktować spektakl "Princess Ivona" w reżyserii Omara Sangare z Teatru Syrena w Warszawie (wtorek, 25 bm.) z udziałem Barbary Wrzesińskiej i Daniela Olbrychskiego i kolejny "Pusta, czyli nic" (środa, 26 bm.) w reżyserii Leszek Bzdyla i w wykonaniu- Wrocławskiego Teatr Pantomimy im. H. Tomaszewskiego oraz "Pamiętnik Stefana Czarnieckiego" (piątek, 28 bm.) w reżyserii Jacka Bunscha w interpretacji Teatru „Piwnica przy Krypcie"ze Szczecina.
Bożena Dobrzyńska
Fot. Marian Strudziński (zdjęcia z prób "Ślubu")