Sońta nie musi przepraszać Gajewskiego

16 listopada 2010
Poseł Krzysztof Sońta (PiS) nie musi przepraszać byłego radnego Krzysztofa Gajewskiego (Radomianie Razem) ani prostować informacji o jego agenturalnej przeszłości. Sąd oddalił wniosek w tej sprawie. Postanowienie nie jest prawomocne.

 

W pierwszej instancji Gajewski przegrał Dziś odbyła się w Sądzie Okręgowym w Radomiu kolejna sprawa w trybie wyborczym. Krzysztof Gajewski zażądał od posła Sońty przeprosin i sprostowania w lokalnych mediach słów, które ten wypowiedział pod jego adresem podczas konferencji prasowej. Jak przekonywał sam zainteresowany i jego pełnomocnik mecenas Borysław Szlanta, Sońta komentując fakt, że z komputera w jego biurze poselskim wysłany został komentarz opublikowany na formu internetowym Gazety Wyborczej, powiedział dziennikarzom: "Ten wpis dotyczył rzekomo agenturalnej przeszłości Krzysztofa Gajewskiego, jego współpracy z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa na podstawie materiałów wytworzonych przez SB, które się znajdują - ja je także znam - pod sygnaturą akt (...) w IPN".
- Wszystko co pan poseł podwiedział na konferencji obrażało mnie i godziło w moje dobre imię, które mam u mieszkańców Radomia w związku z wyborem mnie przez 20 lat na funkcję radnego. Celem tego było pozbawienie mnie szans w wyborach samorządowcych - zarzucał Gajewski Sońcie.

Pełnomocnik Krzysztofa Sońty Daniel Stańczyk wnosił o oddalenie wniosku w całości, ponieważ - jak przekonywał - okoliczności w wypowiadaniu przez jego klienta opinii w trakcie konferencji prasowej nie stanowią podstawy do rozpoznawania roszczeń Gajewskiego w trybie ordynacji wyborczej do samorządów. - Krzysztof Sońta nie  był autorem jakichkolwiek materiałów wyborczych. Ponadto jego wypowiedzi mają charakter wyłącznie oceny, a nie kreowania faktów. Krzysztof Sońta był uprawniony do formułowania takich ocen, albowiem znajdowały one odzwierciedlenie w materiałach uznanych za dokumenty zgodnie z ustawą o Instytucie Pamięci Narodowej - mówił mecenas.  Twierdził, że nieprawdą jest jakoby Gajewski miał status pokrzywdzonego nadanego mu przez prezesa IPN. Podkreślił, że "na dzień dzisiejszy" w aktach sprawy znajduje się dokument, czego dowodem jest dołączone przez niego uzasadnienie NSA, który potwierdza "jakieś działania Krzysztofa Gajewskiego". Zdaniem mec. Stańczyka, Gajewski dostarczył sądowi same wyroki sądowe bez uzasadnień, ponieważ z nich wynika zupełnie coś innego niż zawarł on we wniosku. Odnosząc się zaś do meritum sprawy mec. Stańczyk zaznaczył, że Sońta jedynie relacjonował, czego dotyczył wpis na forum. - A nie twierdził sam, że pan Gajewski ma agenturalną przeszłość - zapewniał pełnomocnik posła. Krzysztof Sońta wygrał w pierwszej instancji

Mec. Szlanta odpowiadał, że nietrafne jest powoływanie się przez stronę pozwaną na stanowisko prezesa IPN o odmowie przyznania statusu pokrzywdzonego. - Gdyż postanowienie to zostało uchylone orzeczeneim WSA, a skarga kasacyjna IP została oddalona - dowodził adwokat.

Prowadząca rozprawę sędzia Danuta Bojarska upewniała się, że konferencja Krzysztofa Sońty odbyła się w jego biurze poselskim i że jest on członkiem klubu poselskiego Prawa i Sprawiedliwości. Sońta wyjaśniał, że konferencję zorganizował wprawdzie w swoim gabinecie, ale nie było tam żadnych emblematów partyjnych, które zawsze znajdują się podczas konferencji urządzanych w innej sali w siedzibie partii. Zaprzeczał też, że uczestniczy w kampanii wyborczej, a start w wyborach do rady miejskiej jego syna z listy PiS nie ma tutaj żadnego znaczenia, bo kandyduje on z innego okręgu wyborczego i nie jest konkurentem Gajewskiego.

 - To, że Krzysztof Sońta nie kandyduje, nie oznacza, że nie bierze udziału w kampanii PiS w Radomiu. Bierze i to aktynie, wykorzystując swój status posła na Sejm RP. W odbiorze społecznym, wyborców, jego wypowiedzi mają szczególne znaczenie. Rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji jest w jego interesie, w interesie jego formacji politycznej, czyli kandydatów PiS - argumentował Borysław Szlanta. Gajewski będzie się odwoływał

Sąd postanowił wniosek Krzysztofa Gajewskiego oddalić. Powołując się na stosowne zapisy ordynacji wyborczej sędzia Danuta Bojarska uzasadniała, że wniosek K. Gajewskiego nie podlega tej ustawie. - Bowiem uczestnik (Sońta - przyp. autorki) nie przekazał informacji, które naruszyłyby dobra osobiste wnioskodawcy w trybie tejże ordynacji - uzasadniała. Podkreśliła, że Sońta przyznał, ze zapoznał się z materiałami wytworzonymi przez SB. - Podał sygnatury akt i przyznał, że "był porażony co w tych materiałach zostało wytworzone przez służby bezpieczeństwa na temat współpracy wnioskodawcy, podkreślając dwukrotnie "wytworzenie tych materiałów" - mocno zaakcentowała. Zaznaczyła, że zdaniem sądu Sońta nie przesądzał o współpracy wnioskodawcy i nie wypowiedział się, że wnioskodawca ma agenturalną przeszłość związaną z SB. Dodał jednocześnie, że nie ocenia tych materiałów, bo nie jest od ich oceny pozostawiając to odpowiednim organom. - Sąd uznał, że taką wypowiedź należy uznać jako ocenę, a nie jako kreowanie faktów. Nie jest to szerzenie ani poglądów, ani idei, ani haseł dla zjednania swoich zwolenników - wyliczała D. Bojarska.

Postanowienie nie jest prawomocne. Krzysztof Gajewski zapowiedział złożenie zażalenia do Sądu Apelacyjnego w Lublinie.

Bożena Dobrzyńska