Spór o budowę Żółkiewskiego. Strony po obu stronach barykady
27 sierpnia 2014
- Technicznie i technologicznie nie ma problemu, jest tylko problem objazdów. My mówimy, że tam się ruchu nie da skierować, a MZDiK, że tak - tak istotę sporu między radomskimi drogowcami, a wykonawcą przebudowy Żółkiewskiego ocenia ten drugi.

- Wszystkie prace, które były przewidziane w kontrakcie chcemy zrealizować. Na pewno jednak nie zamierzamy wykonywać sugerowanych przez centrum miasta objazdów. To zagraża bezpieczeństwu ruchu, ludziom tam mieszkającym. Na wykonawców także spada olbrzymie obciążenie odpowiedzialnością, choćby karną – mówił dziś dziennikarzom wiceprezes IMB-Podbeskidzie Roman Rogowski.
Absolutnie błędna, nieracjonalna i niemożliwa koncepcja
Efektem końcowym ma być przebudowana ulica Żółkiewskiego z wiaduktem nad torami. - Owszem, był zapis sugerujący zamknięcie przebudowywanej ulicy. Konsekwencją miałyby być właśnie te objazdy. Jednak po przeanalizowaniu takiego rozwiązania, doszliśmy do wniosku, że to absolutnie błędna, nieracjonalna i praktycznie niemożliwa do wprowadzenia koncepcja - przekonuje kierownik budowy Piotr Mojżeszek. Zdaniem wykonawcy ”nie jest wymagane zamknięcie Żółkiewskiego na czas robót” - Trzeba wybudować jedną jezdnię. Po jej wybudowaniu przerzucić ruch i wykonać drugą jezdnię. To najbardziej optymalny model dla tej budowy – dodaje.
- To najcięższy ruch występujący w katalogach! Żadna z wymienionych przez MZDiK ulic do objazdu nie przeniesie nośności takiego ruchu i skumulowanego obciążenia, bo nie posiada odpowiedniej do tego klasy nośności! Skutki mogą być dramatyczne. Poprowadzenie tam ruchu zniszczy górne i dolne warstwy konstrukcji dróg. A przyjęty opis wzmocnienia przewiduje jedynie byśmy sfrezowali nawierzchnię i ułożyli tylko warstwę 4 cm asfaltu. Tyle i tylko tyle! Dla mnie, jako inżyniera, to kardynalny błąd! Szkoda pieniędzy! To tak jak byśmy na pękniętą ścianę nośną domu położyli tapetę – objaśnia kierownik budowy.
Złamana kardynalna zasada
Jest zdziwiony, bo "przecież ludzie z MZDiK jako kompetentni powinni wiedzieć o tym, że to nie będzie wzmocnienie". - Tu została złamana kardynalna zasada budowy dróg - uważa Piotr Mojżeszek.
- Każda ilość robót w kontrakcie jest orientacyjna. A jeśli by się okazało, że te objazdy trzeba byłoby całkowicie przebudować, to już jest nasz problem, bo MZDiK tylko wskazał drogi. Znaleźlibyśmy się w pułapce bez wyjścia musząc budować je od podstaw – dodaje wiceprezes IMB-Podbeskidzie Roman Rogowski i pokazuje ekspertyzy według których przeniesienie ruchu objazdami jest niemożliwe. - Naszych argumentów MZDiK nie przyjmuje – przypomina Rogowski. - Przez plac budowy przebiega linia kolejowa. Rozbierzemy wiadukt. Jeśli ruch pokierujemy objazdami, to tamtędy pojadą również ciężkie maszyny, które muszą dotrzeć na drugą stronę torów naszej budowy! Taki jest pomysł na komunikację ze strony MZDiK - tłumaczy kierownik robót i dodaje, że takie rozwiązanie utrudni dotrzymanie terminowości prac. - A sama ulica Żółkiewskiego to dziecinnie prosta budowa. Typowa robota, którą wykonywaliśmy wielokrotnie. Ale zaplanowanie objazdów, to wielomiesięczna praca na etapie samego projektu. To niewykonalne w terminie, jaki podał MZDiK. Ja pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją gdzie, zamawiający żąda zamknięcia ulicy, zamykanie której nie jest konieczne. My nie chcemy wprowadzania bezsensownych objazdów. Chcemy zakończyć pracę w terminie. MZDiK powinno się cieszyć z takiego rozwiązania - uważa Piotr Mojżeszek.
Co było w kontrakcie?
Zdaniem wykonawcy, MZDiK zawarł w kontrakcie „wiele sprzecznych ze sobą zapisów”. Ale mimo to konsorcjum firm podpisało umowę. Wiedząc także o planowanych objazdach. - Rynek budowlany jest trudny. W każdym przetargu, który jest w naszych możliwościach, startujemy. Oczywiście oceniamy ryzyka. Tutaj zamawiający zaproponował formułę: „zaprojektuj i buduj. Cena ryczałtowa”, w której nie wymienił ulic objazdowych w wykazie. Napisał tylko o „koncepcji objazdu”! - podkreśla Roman Rogowski. - W kontrakcie jest tylko wykonanie Żółkiewskiego i wiaduktów – podkreśla. - Przepisy tego kontraktu pozwalają wykonawczy (czyli nam) na wybranie takiego projektu, jaki jest nam potrzebny do realizacji. Co również nam przyznał i potwierdził w korespondencji dyrektor Tkaczyk - mówi prezes KPRD Lech Biały. - Zgodnie z prawem, z kontraktem, zaproponowaliśmy taką organizację, która jest jedyna i bezpieczna – dodaje.
Konferencja przedstawicieli konsorcjum odbyła się na zapleczu budowy. Maszyny stoją, nie pracują. - Naszym zdaniem to wypowiedzenie jest niezgodne z kontraktem. Nadal odpowiadamy za plac budowy. Dyrektor Tkaczyk nie chciał przejąć odpowiedzialności za ten plac. W najbliższych dniach zwrócimy się do sądu i jesteśmy porzekonani, że uzna, iż wypowiedzenie kontraktu nie ma mocy prawnej. Nie wiemy, dlaczego dyrektor Tkaczyk tak postępuje. Może się zdenerwował tym, że wskazaliśmy wyraźne uchybienia ze strony MZDiK, które mogą skutkować nawet utratą dofinansowania tej inwestycji z pieniędzy UE? - mówi Roman Rogowski.
Strony konfliktu swoje racje przedstawiły dziś prezydentowi. - Nie ma rozstrzygnięcia. Prezydent starał się mediować. Poprosił też o jeszcze jedno spotkanie, które odbędzie się w przyszłym tygodniu. Trudno powiedzieć, że zawrzemy porozumienie, bo dyrektor Tkaczyk podtrzymuje swoje argumenty. Takie zachowanie odbieramy jako nadużycie władzy urzędniczej rodzące olbrzymie konsekwencje finansowe - ocenia wiceprezes Rogowski.
Bartek Olszwski