Strażacy wrócili na Traugutta

W Radomiu odbyły się mazowieckie uroczystości z udziałem komendanta głównego PSP Wiesława Leśniakiewicza. Pod przebudowane obiekty na ul. Traugutta w równym szyku stawili się przede wszystkim strażacy, dla których upał – jak się okazało – nie stanowił większej przeszkody, by znakomicie prezentować się w galowych mundurach.
Komenda miejska PSP wróciła po kilku latach na ul. Traugutta, z którym to miejscem tradycyjnie jest utożsamiana przez radomian. Powierzchnia użytkowa to ok. 1400 m kw., obiekt stanowi jednolity kompleks budowlany z jednostką Ratowniczo – Gaśniczą mr 1 o łącznej powierzchni użytkowej około 3800 m kw.
Kompleks ten przeznaczony jest w głównej mierze na garaże i biura komendy oraz sale operacyjne Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Jego ukończenie było możliwe dopiero w ubiegłym roku, kiedy to dzięki zabiegom radomskich parlamentarzystów, w tym przede wszystkim byłej posłanki Lucyny Wiśniewskiej w budżecie państwa znalazło się 4,2 mln zł potrzebnych na sfinalizowanie inwestycji. - Budowa kosztowała ostatecznie ponad 5,7 mln zł. dodatkowe 1,1 mln zł wydane zostało na przystosowanie piętra budynku na potrzeby CPR – wyjaśnia rzecznik PSP w Radomiu Paweł Frysztak.
W jednym z pomieszczeń obiektu znajduje się sala pamięci gen. pożarnictwa Zygmunta Jarosza. - Nie mogło dla niego zabraknąć tutaj miejsca. Zasłużył na to swoja karierą i służbą, którą zaczynał w Radomiu w 45 roku od stanowiska telefonisty – tłumaczył komendant radomskiej PSP Gustaw Mikołajczyk. W odsłonięciu tablicy uczestniczyła wdowa po generale Irena Jarosz.
Z zaszczytnego tytułu strażaka roku na Mazowszu cieszył się Bronisław Seweryn. Zdobył go za wzorową, 28-letnią służbę i postawę, jaką wykazał się w ubiegłym roku. - Wracałem w sobotę od rodziny ze wsi do Radomia. We wsi Pawliszka zderzył się samochód osobowy z autobusem. Najpier musiałem udzielić pomocy kierowcy samochodu, a kiedy już optrzytomniał zauważyłem, że pod autbusem leży kobieta. Krew strumieniem lała się jej z głowy, usiłowałem ją zatamować do chwili przyjazdu pogotowia – opowiada. Przywykł do drastycznych widoków, tutaj największy stres wiązał sie z tym, że był sam. - Zawsze do wypadku jedzie zespół i każdy z nas ma inne zadanie do wykonania. Jeden blokuje drogę, drugi gasi pożar, trzeci udziela pomocy lekarskiej. W tym przypadku było zupełnie inaczej – podkreśla strażak roku.
Fot.: Marian Strudziński