Świadkowie o Czachorze: Zajmował się duperelami

6 kwietnia 2011
Kazimierz Czachor nie może domagać się powrotu na stanowisko komendanta Straży Miejskiej od Andrzeja Kosztowniaka, ponieważ prezydent nigdy dnie był jego pracodawcą - uznał dziś sąd i odrzucił pozew byłego szefa SM. Rozpozna jednak, czy Czachor może oczekiwać przywrócenia do pracy od samej Straży.


 

Czachor przepytywał świadków Podczas dzisiejszej rozprawy sąd jeszcze raz przesłuchiwał świadków - Czesław Gasiorowskiego, szefa miejskiego monitoringu i Joanna Górską, dyrektorkę wydziału ochrony UM. Tym samym sąd przychylił się do wniosku Kazimierza Czachora, który nie był obecny na poprzednej rozprawie,  twierdząc, ze nie został o niej prawidłowo powiadomiony. Na tym tle doszło nawet do wymiany zdań pomiędzy przewodniczącym składu sędziowskiego Arkadiuszem Guzą, a pełnomocnikiem b. komendanta Borysławem Szlantą. Ten drugi domagał się, by zaprotokołowano oświadczenie Czachora, który przekonywał, że nie "odrzucał" żadnych połączeń telefonicznych z sądu.

Kazimierz Czachor szczegółowo "przepytywał" Czesława Gasiorowskiego, dociekając m.in. jaką szkodę  wyrządził monitoringowi miejskiemu, gdy mówił, że tylko trzy służby (nie ma wśród nich Straży Miejskiej) mogą legalnie wykorzystywać częstotliwości radiowe. Gąsiorwoswki przekonywał, że zarówno wypowiedzi b. komendanta, jak i jego rzecznika prasowego, mogły sprawić, że pojawi się lawina wniosków od ludzi kwestionujących legalność monitoringu, zapewniał, że takie słowa stawiały system w złym świetle, a pośrednio szkodziły wizerunkowi miasta.

Z kolei Joanna Górska wyjaśniała, dlaczego nie odpowiedziała na dwa pisma od Czachora. - To były kuriozalne sprawy (potem dodała, przepraszając za określenie "duperele") - zapewniała.  Raz Czachor zwrócił uwagę, że pracownik monitoringu - chodziło o Gąsiorowskiego - w drodze z toalety rozmawiał ze strażnikami "zakłócając ich czas pracy", w drugim przypadku pouczał, jak należy korzystać z toalety i zwracał uwagę, że za jej sprzątanie płaci SM.

Sąd wysłuchał także kolejnego świadka - Roberta Skibę. To on jako wiceprezydent Radomia w sierpniu ub. roku wręczył Czachorowi odwołanie ze stanowiska i wypowiedzenie z pracy. Zapewniał, że decyzję podjął samodzielnie, choć poinformował wcześniej o tym zamiarze będącego na urlopie prezydenta Andrzeja Kosztowniaka. Skiba opowiadał też jak wyglądał sam moment wręczania dokumentów - łącznie z rozmową trwał półtorej godziny, bo Czachor robił notatki, a potem odręcznie ich kopie w trzech egzemplarzach i nie zgodził się, by wykonano dla niego poświadczone kserokopie.

Robert Skiba potwierdził powody zwolnienia Czachora: kwestionował legalność miejskiego monitoringu, ze względu na konfliktową osobowość nie umiał współpracować z innymi, wreszcie najważniejsza sprawa  - nie zawiesił w czynnościach dwóch strażników, mimo iż wiedział, że prokuratura postawiła im zarzut niedopełnienia obowiązków.

Sąd uznał, że prezydent nie był i nie jest pracodawcą komendanta Straży Miejskiej i pozew odrzucił. Rozpatrzy jednak 18 maja pozew przeciwko Straży Miejskiej. Mecenas Szlanta wniósł, by został wtedy przesłuchany w charakterze świadka prezydent Kosztowniak.

Bożena Dobrzyńska