Szok i niedowierzanie. Enea chce, by płacić jej za prąd dziewięć razy więcej niż dotychczas
– To drakońska oferta, która w mojej ocenie jest nierynkowa i wręcz niemoralna, biorąc pod uwagę to, jakie wyniki finansowe osiągają spółki skarbu państwa i szczycą się tymi miliardami złotych zysków – ocenia prezydent Radosław Witkowski jedyną propozycję, jaką złożyła w przetargu na dostawę energii elektrycznej Enea.
Jak już pisaliśmy, urząd miejski rozpisał przetarg na dostarczenie energii elektrycznej na kolejne dwa lata począwszy od stycznia 2023 r. Do zamówienia przystąpiło około 19 firm i instytucji, w tym MZDiK, wodociągi, przedszkola i szkoły samorządowe, szpital, a także Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny i gmina Wolanów. Dzisiaj w magistracie otwarto jedyną kopertę z ofertą, którą złożyła Enea.
Stawka dziewięć razy wyższa
Prezydent Witkowski podkreśla, że w ratuszu z niepokojem śledzono informacje, także z innych miast, o tym, jak wysokie stawki w przetargach proponowały spółki energetyczne samorządom. - Enea średnio za kilowatogodzinę oczekuje od nas 2 zł 61 gr, w tej chwili płacimy 34 gr. Rok do roku - uwzględniając inne składowe tej ceny - jest to stawka prawie dziewięć razy wyższa od dotychczasowej - porównuje prezydent. Jak zapowiada, oferta będzie teraz sprawdzana pod względem formalnym i dopiero wtedy zapadnie decyzja, co dalej. - Ale teraz nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy ją przyjmiemy, czy nie - podkreśla Radosław Witkowski.
Jeśli obowiązywałaby taryfa zaproponowana przez Eneę, MZDiK musiałoby za jej usługi płacić 16 mln 280 tys. - teraz to 1 mln 850 tys. zł, edukacja - 39 mln 600 tys. zł przy obecnych 4 mln 500 tys. zł, rachunek szpitala wzrósłby z 1 mln 800 tys. zł do 16 ml 800 zł.
Prezydent Witkowski zwraca uwagę, że w tych podwyżkach są także ceny dla RADPEC i Wodociągów Miejskich, a to oznacza wzrost cen za dostawę ciepła i wody oraz odbiór ścieków. - Nawet, gdybyśmy nie realizowali żadnych inwestycji, oprócz tych, na które mamy podpisane umowy, to i tak nie wystarczyłoby nam pieniędzy - sumuje Witkowski, dodając, że nie znajduje słów oburzenia na tę ofertę.
Szkoły nie będą zdalnie pracować
Wiceprezydent Katarzyna Kalinowska odpowiedzialna za edukację w Radomiu, przekonuje, że nawet przy zaciskaniu pasa nie można sobie wyobrazić cięć w oświacie. - Będziemy prosić dyrektorów o oszczędne gospodarowanie energią elektryczną, tak jak robimy to w domu. Ale przy takiej skali podwyżki tak naprawdę to niewiele da. Te oszczędności będą nieproporcjonalne do wzrostu kosztów - mówi wiceprezydent. Podkreśla, że szkoły realizują szereg działań, które mają maja promować energooszczędność, np. wymieniane są świetlówki. - Ale przy takiej skali potrzebne jest działanie na szeroką skalę - twierdzi Katarzyna Kalinowska. Jednoczenie wiceprezydent zapewnia, że choć minister Czarnek dopuszcza naukę zdalną z powodu niskiej temperatury w szkołach, to takiej w Radomiu nie będzie. - Uspakajam rodziców i uczniów oraz nauczycieli Radomiu tryb zdalny na skutek niskiej temperatury nie wejdzie - deklaruje wiceprezydent Kalinowska.
Dramat dla kultury i sportu
- Różnica w wydatkach MZDiK na - mówiąc szeroko - obsługę ulic jest większa niż całe budżety kultury, sportu i współpracy z organizacjami samorządowymi w Radomiu - wylicza wiceprezydent Mateusz Tyczyński. Jego zdaniem, jeśli miasto miałoby zapłacić takie rachunki, to powinno zaprzestać działalności w tych trzech obszarach. - To jest coś absolutnie niewyobrażalnego, jeśli ceny energii będą takie, to czas, kiedy samorząd daje za darmo wiele rzeczy, po prostu się skończy. Znajdziemy się wtedy w dramatycznej rzeczywistości dla radomskiej kultury, sportu ale też działań w obrębie trzeciego sektora, bo będziemy musieli ciąć zadania do tych, które na nas przepisy prawa bezwzględnie nakładają - uważa Tyczyński. Podobnie jak prezydent Witkowski apeluje do rządu i spółek skarbu państwa "aby się opamiętały". - Bo to, co się dzieje, to jest wyrok na samorząd i miasto, jakie do tej pory znaliśmy - mówi wiceprezydent.
Wiceprezydent Jerzy Zawodnik zwraca z kolei uwagę, że Radomski szpital Specjalistyczny jest wprawdzie w lepszej sytuacji od innych, bo jeśli będzie miał ujemny wynik na koniec roku, stratę musi pokryć organ założycielski, czyli w tym przypadku miasto. - Ale obawiam się, że miasto tych pieniędzy nie będzie miało - zastrzega wiceprezydent.
Bożena Dobrzyńska