Szpital bez pielęgniarek

Strajk ostrzegawczy trwał od ósmej do dziesiątej. Siostry miały spotkać się w szpitalnej świetlicy i tam zastanowić się nad dalszym protestem. Jednak kluczy do świetlicy nie dostały i zgromadziły się na przyszpitalnym dziedzińcu.
Przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w RSS Anna Trzaszczka tłumaczy, że jej koleżanki chcą być wreszcie zauważone. - Być może nasze środowisko jest niewidoczne.. Nie widać naszej pracy, tego co robimy. Może w ten sposób pokażemy, że trzeba z nami rozmawiać, traktować nas poważnie, jak o partnera w leczeniu. Jesteśmy przecież częścią zespołu terapeutycznego - przekonuje. Zapowiada, że pielęgniarki i położne będą konsekwentnie domagać sie spełnienia ich żądań.
Zdaniem pielęgniarek, jeśli dojdzie do strajku to winę za niego poniesie dyrekcja. - Wyczerpały się wszystkie możliwości negocjacji z dyrekcją. Napotykamy ze strony administracji na ogromny opór. Nie rozumiemy dlaczego tak długo trwa opracowywanie i wprowadzanie norm zatrudnienia i taryfikatora - wylicza Trzaszczka.
Pielęgniarki nie ukrywają, że chcą zarabiać więcej. - Teraz wiele z nas pracuje na dwóch trzech etatach biegając z prywatnego gabinetu do prywatnego gabinetu, a później do szpitala. Wypełniamy bardzo dużo czynności administracyjnych, a nasze miejsce jest przecież przy lóżku pacjenta - twierdzi przewodnicząca.
Dziś przez dwie godziny na szpitalnych oddziałach chorymi opiekowali się lekarze i oddziałowe. - Jesteśmy we dwie z ratowniczką medyczną, zajmujemy się siedemnastoma pacjentami. Jest ciężko - przyznaje oddziałowa na ortopedii Marzena Nowak. Samego strajku nie chce komentować.
- Od pół godziny czekam na znieczulenie. Nikt nie przychodzi - mówi jeden z pacjentów. Jest po złamaniu nogi. Uważa, że bez pielęgniarek szpital nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
Czy będzie "ostry" strajk? - Bardzo bym tego nie chciała. To ostatnia rzecz o jakiej myślimy. Ale śodowisko jest bardzo zdeterminowane - mówi Anna Trzaszczka.
Bożena Dobrzyńska