Trochę wcześniejszy „Dzień Walentego”

Bo jest to rzecz o miłości. Miłości trochę dziwnej, skomplikowanej, ale jakże silnej. O uczuciu dwóch kobiet do tego samego mężczyzny. Pierwsza z nich Wala, imienniczka głównego bohatera będzie go kochała nawet wtedy, gdy on ożeni się z Katią, jej sąsiadką. Druga, Katia właśnie, w imię miłości do niego będzie po cichu zgadzała się, by Walenty odwiedzał tę pierwszą. Obie, po jego przedwczesnej śmierci połączy i sąsiedztwo, i miłość do Walentego, i nienawiść. Katia będzie swoją rozpacz topić w alkoholu.
Co w teatrze raczej rzadkie – historię tych trojga autorzy spektaklu opowiadają nie tylko chronologicznie, linearnie. Tu – prawie jak w filmie – mamy do czynienia z retrospekcją. Reżyser Adam Sadowski bardzo sprawnie przeprowadza bohaterów z czasów nam współczesnych w lata siedemdziesiąte. Widz zatem sam rekonstruuje losy tych trojga, czasem tylko domyśla się co się wydarzyło w ich życiu. Jest też moment pewnej dezorientacji, kiedy bohaterowie skupiają swoją uwagę na „grającej” w sztuce strzelbie; od początku przecież wiadomo, że Walenty nie żyje. Jak to się stało, że umarł w dzień urodzin Wali? Czy broń, z której padają strzały miała z tym jakiś związek?
Radomskie przedstawienie to powrót na scenę Danuty Doleckiej, która ostatnio w repertuarze „Powszechnego” nie miała zbyt wielu ról dla siebie. W „Dniu Walentego” jest dojrzałą kobietą, która potrafi być tragiczna, komiczna, ironiczna. Wtóruje jej Iwona Pieniążek dobrze odnajdując się w roli niekochanej i kochającej zarazem Kati. Ten duet uzupełnia młody aktor Adam Młynarczyk.
Bożena Dobrzyńska