Wczesnoczerwcowy upał w Skarżysku-Kamiennej

Do sobotniego III Otwartego Konkursu
o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii przystąpiło 107 osób pragnących sprawdzić swoją znajomość pisowni języka polskiego. – Zgłoszeń było 141, ale nie wszyscy odważyli się podjąć to wyzwanie. Zapraszaliśmy również radomskich VIP-ów, jednak bez większego odzewu – wyjaśnia Ilona Michalska z działu promocji MBP.
Dyktando zatytułowane „Wczesnoczerwcowy upał w Skarżysku-Kamiennej” okazało się być trudnym wyzwaniem, nawet dla tych z uczestników, którzy nie pierwszy raz brali udział w konkursach ortograficznych. – Nie było łatwe. Mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz trudniejsze. W tym, problem sprawił mi nie tyle wyraz „strużka”, ile zinterpretowanie kontekstu w jakim został użyty – opowiadała Elżbieta Pijanowska, laureatka pierwszej edycji konkursu.
Autor dyktanda i główny juror konkursu prof. Andrzej Markowski tuż po dyktandzie dał krótki wykład, w którym wyłuszczał zebranym na sali uczestnikom zawiłości współczesnej polszczyzny. - Mówi się, że ona upada, ale to nieprawda, ona po prostu cały czas się zmienia. Jednak wcześniej, kiedy nie było tylu nośników informacji, zmiany były mniej gwałtowne – tłumaczył. Wykład utrzymany był w lekkiej formie. – Czy wiecie co to jest auto-ironia? Fiat 126p. – żartował.
- Dyktando nie było łatwe, było kilka podchwytliwych słówek. O wygranej mogą przesądzić również błędy interpunkcyjne – ocenił sam profesor. Jak się okazało, po kilku godzinach miał rację. – Nie było pracy bez błędów. Wygrała osoba która popełniła ich najmniej – poinformował tuż przed ogłoszeniem wyników.
Zwyciężyła uczennica drugiej klasy z IV LO im. Tytusa Chałubińskiego Justyna Sułek. Oprócz tytułu mistrza ortografii otrzymała w uznaniu znakomitej znajomości polszczyzny kamerę cyfrową. Drugą pozycję zajęła Aleksandra Kaczor, trzecie miejsce przypadło Katarzynie Kwiecień – panie otrzymały słowniki języka polskiego.
Jak się okazało nie był to debiut Justyny w tym konkursie; rok temu została wyróżniona. – Kocham ortografię, to moja pasja. Każdą wolną chwilę poświęcam na jej naukę. Po dzisiejszym dniu wiem, że ciężka praca popłaca i daje wyniki wcześniej, czy później – zwierza się mistrzyni. – Chociaż to, że wygrałam jest dla mnie i mojej rodziny miłą niespodzianką – dodaje z uśmiechem.
Na przyszły rok zapowiedziano zmiany w konkursie: ma być atrakcyjniejszy. - Przygotujemy jedno dyktando dla dzieci do lat 16, drugie dla osób starszych – zapowiedział prof. Markowski. – Gratuluję uczestnikom dyktanda odwagi i zapraszam za rok – zakończył.
Fot.: Marian Strudziński, Grzegorz Marciniak, Więcej zdjęć z Dni Radomia w Galerii
Tekst dyktanda
Wczesnoczerwcowy upał w Skarżysku-Kamiennej
Późnopopołudniowe słońce prażyło niemiłosiernie znad rozżarzonych dachów findesieclowych kamieniczek. Parzące kocie łby, niezmienione od przeszło ćwierć wieku na placu Na Skraju, trzeba by chyba było bez ustanku zraszać wodą, strzykającą z niejednego tu hydrantu, by zniknęło przyprószenie zszarzałym kurzem, z lekka upodabniające spierzchniętą nawierzchnię do quasi-pustyni Kalahari.
Ponadtrzydziestopięciostopniowy upał zwarzył nie tylko bladoróżowy lwipyszczek, gorzko pachnące listki szałwii i lekko fioletowe kwiaty surfinii, gdzieniegdzie zsuwające się bezładnie z wyprażonych balkonów z balustradkami powyginanymi w esy-floresy, lecz także nadwerężył dwa rzędy tui, rozrzuconych w tę i we w tę stronę przy północno-wschodniej pierzei placu.
Półzwinięte markizy minikawiarni o pretensjonalnej nazwie „Dróżka u Strużki" przypominały teraz pół wyżęte, pół mokre płachty luźno zwisającej żorżety, niedającej ani krzty chociażby pseudocienia.
Znienacka, z naprzeciwka, z alei 3 Maja, spoza samotnej robinii, tuż-tuż obok zdezelowanego hydrantu, wychynął spotniały, ale i zsiniały komiwojażer, powłóczący nogami, jakby przygwożdżonymi do podłoża, ciągnący z trudem wózek-sklepik, pełen barachła, ohydztwa i paskudztwa, spod którego z rzadka widać było niespotykanej urody półrzeźby, reliefy i fajansowe cacuszka. Z wolna rozpostarł miniparasol i – dysząc ciężko – przykucnął przy hydrancie. Haustami chłeptał do woli wodę, chłonąc jej rzeźwy chłód, a wkrótce potem, westchnąwszy, zaczął powoli rozścielać swój nie najzasobniejszy kram po prostu na trotuarze.
Szczęść Boże, kramarzu! Oby cię upał nie zmorzył i obyś zarobił co nieco na swoje, nie największe przecież, potrzeby!