Zima, zima, jadą sanie…

29 listopada 2010
I sypnęło mocniej śniegiem. I ruszyły pierwsze piaskarki. Na bocznych lub osiedlowych uliczkach trzeba bardzo uważać, odśnieżane są na szarym (a raczej białym) końcu. Tam jest po prostu ślisko. Ale śnieg ma jeszcze jeden wymiar: kierowcy, którzy nie czują się na siłach przesiadają się do komunikacji miejskiej. A ci, którzy jadą, robią to delikatnie, naciskając z wyczuciem na gaz i hamulec.

 

Potrzebne: przewody i dobry sąsiadNie raz zastanawiam się jak wytłumaczyć znajomym jak mają jeździć, by przejechać przez zaspę i cało wrócić do domu. Od lat, mimo postępu w technice, opowiadam jedną bajkę, zawsze dochodząc do wniosku, że z przyrodą, "śnieżynką" i dziadkiem mrozem nie warto wojować.

Jeśli masz opony zimowe, to nie znaczy, że sobie poradzisz, i że będzie świetnie. To nie jest zielone światło, pozwalające jechać tak jak latem, gdy przyczepność jest lepsza. Żadna, choćby i najlepsza zimowa opona nie pomoże gdy przedobrzysz. Żaden elektroniczny układ stabilizacji toru jazdy, czy inne ustrojstwo działające w samochodzie nie pomoże i wylądujesz w najlepszym przypadku na poboczu. Co zatem może pomóc, by spokojnie przejechać drogę do wiosny? Szczęście? Niewątpliwie szczypta szczęścia nie zaszkodzi, bowiem gdy ty jedziesz spokojnie to jest jeszcze milion innych samochodów, które mijasz i za każdym razem kierowca tego innego auta może zrobić coś, co się tobie nawet nie śniło.

A mój zimowy sen za kierownicą jest następujący: wymieniłem opony na zimowe i wyobrażam sobie, że tego nie zrobiłem. Po prostu kieruję i jadę tak delikatnie, by nie doprowadzić do poślizgu, wmawiając sobie, że nadal jeżdżę na letnich, choć kręcą się zimówki. Być może wielu kierowców widząc mój samochód zastanawia się nad moim spokojnym stylem pokonywania nawet odśnieżonej drogi. Ja na takim odśnieżonym asfalcie zastanawiam się, czy nie jadę po czarnym lodzie. To milimetrowa warstwa lodu niewidoczna zza kółka. Nie jeden przez ten czarny lód wylądował na ortopedii, a auto na drzewie. Prawdę mówiąc, wolę nieodśnieżoną drogę niż takie zdradliwe, podstępne lodowisko. A co do reszty zimowych przygód, to: nasmarowałem uszczelki drzwi, by nie przymarzły, zmieniłem płyn do spryskiwaczy na taki, by nie zamarzł, znowu kupiłem skrobaczkę z porządną szczotką oraz odmrażacz, a w bagażniku wożę przewody, by w razie zapaści akumulatora móc go pobudzić. Linka holownicza też tam się zmieści. Zastanawiam się nad małą saperką – może się przydać. W końcu jest mała... Gdzieś ją wrzucę do kufra i oby do wiosny!

I jeszcze jedno - właściciele aut terenowych, SUV, vanów, jednym słowem większych samochodów, przed wyruszeniem w drogę mają zimą wyzwanie: uprzątnąć śnieg z dachu. Jeśli tego nie uczynią, policja może wlepić mandat.

Pozdrawiam. Szerokiej, odśnieżonej drogi!

Bartek Olszewski