Zostało nam tylko powietrze…
Performance dąży do zaskoczenia i poruszenia publiczności. Bywa przez
to przedstawieniem wysoce kontrowersyjnym, a często kontrowersyjność
owa jest wręcz pożądana - objaśniają znawcy przedmiotu. Wydarzenie w "Elektrowni" potwierdza tę definicję.
"Air Structures/Układy" zaprezentował w starej części obiektu Bartosz Łukasiewicz. Widzów nie było zbyt wielu, ale i tak z trudem zmieścili się w bardzo małym pomieszczeniu. A tam - sznurki i czarne balony. Pojedyncze zawieszone na ścianie, i całe mnóstwo na plątaninie siatki pod sufitem. Co wyżsi musieli schylać głowy. Artysta dla kontrastu ubrany w biały sweter uspakaja przez chwilę zebranych przykładając palce do ust: - Cicho, ci...cho, cicho... - słychać. A potem zaczyna się opowieść o fabryce, w której było ludzkie mięso. - Tak od słowa do słowa, od kilograma do kilograma próbowaliśmy przemycić dla ludzi żywność. Od tego czasu minął miliard lat, dziś pozostało nam tylko powietrze, którym możemy się dzielić. Ale o tym cicho... - prosił performer. - Od tamtego czasu wyrósł mi lwi pazur, którego nie mogę się pozbyć - opowiadał, a balony po zetknięciu z pazurem wybuchały jak bomby. Spadały z sufitu, pokrywały podłogę...
"Performance uważany jest za sztukę żywą rozumianą dwojako: z jednej strony jako osobisty, personalny pokaz artysty przed publicznością i bezpośredni z nią kontakt, z drugiej - jako sprzeciw wobec tego, co skonwencjonalizowane" - czytamy w wikipedii. Tak w istocie w "Elektrowni" było. Interpretacja należy do każdego widza z osobna.
(bdb)
Fot.: Marcin Kucewicz
Więcej o wydarzeniach w "Elektrowni" na www.elektrownia.art.pl