Pisowski walec nie przejedzie

30 listopada 2006

Wchodzi pan do gabinetu prezydenta bardziej z obawami, czy z poczuciem ogromnego wyzwania, jakie przed panem stoi?

Andrzej Kosztowniak 

Andrzej Kosztowniak: Raczej z poczuciem wyzwania, bo obawy nie powinny brać góry nad wyzwaniami, inaczej zaczęłyby mnie paraliżować, paraliżować pracę urzędu. Myślę, że nie ma czego aż tak się bać Trzeba po prostu ciężko pracować.



Ale obawy na pewno są?
Oczywiście, jak w przypadku każdego, kto wchodzi do urzędu jako prezydent.

Czego dotyczą te obawy najbardziej?
Bardzo wielu kwestii, nie tylko tych związanych z urzędem, ale i osobistych. Wiem, że będę miał o wiele mniej czasu dla mojej rodziny, a przecież chciałbym poświęcać jej jak najwięcej uwagi.

Jak będą wyglądały te najbliższe dni w urzędzie?
Typowo dla takiej sytuacji - będę zapoznawał się z pracownikami, a w przyszłym tygodniu myślę, że przyjdzie czas na decyzje personalne.

Właśnie. W pierwszej kolejności będzie pan musiał wskazać swoich zastępców. Kiedy ich poznamy?

W przyszłym tygodniu.


Czy pana zastępcy będą się rekrutować z grona radnych?

Nie chciałbym wymieniać nazwisk, bo przez sobotę i niedzielę chciałbym z nimi porozmawiać. Nie ukrywam, że jest po kilka osób z każdego obszaru i zamierzam przeprowadzić z nimi długie rozmowy. Nie wykluczam takiej sytuacji, że z obecnego grona radnych ktoś znajdzie się na stanowisku wiceprezydenta.

Czy bierze pan pod uwagę tylko osoby z kręgu PiS-u, czy także innych ugrupowań, na przykład Platformy? Na jakim etapie są rozmowy z PO w sprawie koalicji?

To jest właśnie sytuacja tego dyskomfortu przyszłotygodniowych rozmów, bo chciałbym bardzo, żeby Platforma weszła do koalicji rządzącej miastem. Myślę, że będę jeszcze rozmawiał z PO i od tych rozmów zależy kształt przyszłego kolegium prezydenckiego.

Jeśli będzie koalicja z Platformą, to będzie i wiceprezydent z tej partii?
Tak, bo na tym polega między innymi koalicja. Nie tylko na głosowaniu w radzie, ale i na braniu odpowiedzialności za konkretne obszary.

Skoro mowa o sprawach kadrowych...W spółkach gminnych, instytucjach podległych miastu wyczuwa się duży niepokój, żeby nie powiedzieć strach...

Taki niepokój towarzyszy zmianom co cztery lata, to nie jest nic nadzwyczajnego. Rewolucji, takiej że zwolnię około 600 osób, na pewno nie będzie. A takie opinie - bardzo, bardzo przesadzone - słyszałem. Najpierw muszę się zorientować, jak kto pracuje w urzędzie, w spółkach, jakie rokuje nadzieje na rozwój i dopiero wtedy będę podejmował decyzje.

Ale zmian należy się spodziewać?

Należy się spodziewać, jak przy każdej zmianie władzy. Odnoszę wrażenie, że pod koniec kadencji niektórzy usiłowali podejmować takie decyzje, żebym nie miał wpływu na to, z kim pracuję. To jest chyba święte prawo szefa. Ja poza tym, że zostałem wybrany na prezydenta  odpowiadam również za miasto i chciałbym realizować swoja politykę. Jeśli niektórym urzędnikom będzie trudno wpisać się w tę moją wizję, to będziemy się zastanawiać co dalej. Zapewniam, że żaden walec pisowski nie przejedzie. W urzędzie pracuje ponad 600 osób i słyszałem już, że zwolnię wszystkich, od wiceprezydenta po osobę stojącą najniżej w hierarchii...

Młodzi radomianie uciekają z Radomia. Ma pan pomysł jak ich zatrzymać?

To jest jedno z założeń mojej prezydentury, aby w ciągu najbliższych czterech lat większość młodych ludzi chciała tu zostać. Ale mam świadomość, że rodzinne miasto powinno im coś w zamian dać. A więc inwestycje, nowe miejsca pracy, rozwój kultury, mozliwość atrakcyjnego wypoczynku po pracy. Chociaż musimy mieć świadomość że Radom nigdy nie będzie tak atrakcyjnym miastem jak Warszawa, Kraków, czy Gdańsk, i że część ludzi będzie stąd odpływać. Niemniej jest to kwestia proporcji i będę walczył, żeby jak najmniej radomian stąd wyjeżdżało.

Nie będą, jeśli będzie praca. A pracę zapewnia inwestorzy. Ma pan pomysł na ich przyciągnięcie?

To jest przygotowanie zwykłej oferty handlowej. Dziś biznesowi trzeba coś dać. Nie jest tak, że on sam przyjdzie, bo Radom jest pięknym miastem. Ci ludzie najzwyczajniej w świecie liczą i trzeba im przedstawić dobra ofertę. Trzeba im pokazać, że Radom ma bardzo tanie tereny, że tereny które są w gestii miasta będą terenami inwestycyjnymi. Trzeba pracować nad tym, żeby je jak najszybciej uzbrajać, wzbogacać o infrastrukturę. No i jeszcze system zwolnień podatkowych, który leży w gestii prezydenta i rady. I jeszcze jedna kwestia – promowanie tego, co się ma. Tutaj można wiele poprawić. A najlepszym instrumentem w promocji miasta musi być prezydent. Prezydent, który musi się mocno otworzyć, w tym na inwestorów.

Wiele ważnych decyzji dotyczących inwestycji zapada w sejmiku Mazowsza. Tam władze ma koalicja PSL-PO. Dogada się pan z ta koalicją?

Ja już dwa miesiące temu mówiłem o konieczności współpracy z Platformą, mając świadomość, że nie da się ominąć ani jej, ani PiS-u. A wtedy nie wiedziałem jeszcze, że będę prezydentem. Bo polityka to nie tylko kwestia sympatii i antypatii, ale i pragmatyzmu. Radom musi być na tyle pragmatyczny, by doprowadzić do takiego zbliżenia.