Wszędzie ich pełno

6 marca 2007

- Stowarzyszenie "Kocham Radom" działa krócej niż rok, a można odnieść wrażenie, że wszędzie was pełno. Jak właściwie doszło do tego, że zorganizowaliście się? Jesteście kolegami ze szkoły, grupą znajomych?

Jakub Kluziński Jakub Kluziński, przewodniczący stowarzyszenia: Nie, jesteśmy grupą ludzi, która chce coś robić i pokazać, że w naszym mieście jest to możliwe. Chcemy zaprzeczyć obiegowym opiniom, że w Radomiu nic się nie dzieje, że tutaj nic się nie może udać.



Zaczęło się tak, że do kilku osób, które są założycielami stowarzyszenia, szybko dołączyli inni aktywni ludzie - z Bractwa Rowerowego, ze Stowarzyszenia Rwańska 7, z Klubu 4x4. Teraz wspólnie próbujemy rozwiązywać różne problemy, nagłaśniamy je w mediach.

- Doskonale wykorzystaliście ostatni okres przedwyborczy...

Uznaliśmy, że start w wyborach samorządowych to bardzo dobra okazja, by się szerzej pokazać, a także sprowokować dyskusję o problemach Radomia i mieszkańców. Na listach kandydatów umieściliśmy 50 osób, ja jako kandydat na prezydenta uzyskałem bardzo dobry wynik i wszedłem do Rady Miejskiej

- To też dobra płaszczyzna do działania?

Mam możliwość sygnalizowania wielu ważnych tematów, zgłaszania interpelacji, z czego bardzo często korzystam. Spotykam się podczas dyżurów w radzie z mieszkańcami, rozmawiam z nimi o tym co dla nich ważne, czym się trzeba zająć.

- Dość często zajmujecie się kwestiami usprawnienia komunikacji, w tym miejskiej, transportu. Skąd akurat takie zainteresowania?

To prawda, bo trzeba jeszcze dodać do tej listy: ścieżki rowerowe, lobbowanie na rzecz budowy drogi S-12, przywrócenia połączeń kolejowych z Radomia do Tomaszowa Mazowieckiego. A powód? Po pierwsze to bardzo ważne zagadnienia decydujące często o jakości życia ludzi. Po drugie - mamy w swym gronie specjalistów, absolwentów kierunków związanych z komunikacją i transportem. Ale przecież przejawiamy aktywność także na innych polach - stąd np. pomysł organizowania "Spotkań z nauką".

- Jakie są pana wrażenia  po kilku miesiącach pracy Rady Miejskiej?

Drażni mnie to, że rada jest traktowana przez prezydenta jak kwiatek do kożucha, po macoszemu. Jest, bo musi być, ale nie zawsze trzeba się z nią liczyć. Żadna z moich poprawek nie została uwzględniona w budżecie miasta. Z podobną reakcją spotkała się też pani Agata Morgan, która domagała się więcej pieniędzy na kulturę. Oznacza to, że głos pewnych środowisk jest przez prezydenta po prostu ignorowany.

Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska