Władza nas informuje. Za prawie 100 tys. zł

8 września 2014
Interesującą lekturę otrzymali radomianie na jesienne, jak wiadomo coraz dłuższe, wieczory. O mieszkańców zadbał sam ratusz: przygotował Miejski Informator Inwestycyjny.

 

 

Godna podziwu jest już strona edytorska wydawnictwa – format A4 i kredowy papier. Nie dziwi zresztą taki wybór – w publikacji, bardzo skromnie nazywanej w ogłoszeniu o przetargu na jej druk – „broszurą” – dominują zdjęcia. Ach, jakie wspaniałe: z budowy dróg, mostów, ścieżek rowerowych, a nawet chodników i napraw bieżących ulic. A potem: nowych fabryk w strefie ekonomicznej, remontów w szpitalu i zakupów dla służby zdrowia, zmian w przestrzeni miejskiej; nowych szkół, basenów, obiektów sportowych, mieszkań… I tak dalej, i tak dalej. Ostatecznie to aż 56 stron. Jeśli już tekst, to żadne tam mydlenie oczu, tylko konkret i koszt inwestycji. Ostatecznie fakty mówią same za siebie.

 

Informator trafia właśnie do skrzynek pocztowych radomian; otrzyma go tak mniej więcej co trzeci z nas, bo wydrukowano 81 tysięcy sztuk. Pewne jeśli nie z myślą o niemowlętach, to na pewno wszystkich, którzy czytać potrafią. Choć ci najmłodsi nie zadadzą pytania: po co nam ta książeczka? Wydawca (czyli urząd miejski) już biegnie z wyjaśnieniem: „Wydawnictwo jest formą rozliczenia się samorządu Radomia z aktywności inwestycyjnej związanej w głównej mierze z perspektywą unijną 2007–2013. Czas ten pozwolił na działania, które nie mogłyby być zrealizowane tylko i wyłącznie z budżetu miasta. Bez środków europejskich wiele z nich nie mogłoby być w ogóle, bądź tak szybko przeprowadzonych” - pisze w komunikacie biuro prasowe prezydenta. Szybko jednak trafiamy na niekonsekwencje w takim podejściu do sprawy, bo dowiadujemy się, że „w wydawnictwie ujęte zostały też inne, ważne dla rozwoju Radomia inwestycje, które zostały zrealizowane bez wsparcia unijnego”. (Tu zapewne chodzi m.in. o lotnisko).

 

Informator otwiera „wstępniak” autorstwa Andrzeja Kosztowniaka i przewodniczącego rady miejskiej Dariusza Wójcika (ale dlaczego bez zdjęć?!). Obaj zastrzegają  że „Unia Europejska nie finansuje inwestycji w 100 proc. Aby otrzymać dofinansowanie, należy zainwestować sporą część własnych środków – pieniędzy z budżetu miasta. Jest to niejednokrotnie nawet 50 proc. kosztów inwestycji. Dlatego, żeby pozyskać wspomniane pół miliarda zł z UE, musieliśmy wyłożyć setki milionów złotych z budżetu miasta. To duże obciążenie dla gminnych finansów. W przypadku części działań konieczne było więc sięgnięcie po kredyt. Co niezwykle istotne – tylko na takie projekty zaciągaliśmy zobowiązania finansowe” - przekonują. Prezydent i przewodniczący, pewnie znając opinie mieszkańców o wysokości zadłużenia Radomia, szybko dodają „obecne zadłużenie miasta jest na bezpiecznym poziomie”.

 

Autorom opracowania trzeba oddać sprawiedliwość – przyznają, że nie wszędzie jest tak różowo, jak usiłują nas przekonać. Choć właściwie bardziej jest to usprawiedliwienie, niż przyznawanie się. Spodziewając się zapewne dociekań, dlaczego Miasto Kazimierzowskie nie nadal nie wygląda tak, jak byśmy chcieli, wyjaśniają (w formie krókiego wpisu na zdjęciu ul. Rwańskiej) a ”ograniczenia rewitalizacji”. To fakt, że znaczna część nieruchomości w tym rejonie nie należy do miasta, a magistrat nie ma instrumentów, by zmusić właścicieli do remontów.

 

Owszem, miasto rozlicza się tu z każdej unijnej i budżetowej złotówki, ale celowo nie przytaczam tych sum, kwot, liczb, od których roi się wydawnictwo. Przecież nie mogę odbierać czytelnikom całej przyjemności z tej – jakoś się tak dziwnie złożyło prawda? – przedwyborczej lektury. I żeby ci się radomianine nie wydawało, że dostałeś coś od władzy zupełnie za darmo. Miejski Informator Inwestycyjny kosztował nas wszystkich 85 tys. 580 zł. Przelicz sobie, ile wypada na twoją kieszeń.

 

Bożena Dobrzyńska