Apteka i wszystko, co się z nią kojarzy: produkcja medykamentów, zioła, naturalne i dawne sposoby leczenia były tematem przewodnim majówki w Muzeum Wsi Radomskiej. W skansenie nie było tłumów, ale to akurat zaleta takiego spędzania czasu na świeżym powietrzu.

Plusem okazała się także pogoda, która sprzyjała zarówno organizatorom, jak i odwiedzającym skansen.
Małomiasteczkową aptekę przeniesiono do domu ludowego. A w niej - nie tylko zabytkowe wyposażenie: półki, szafki, ale także narzędzia - duże i małe - do wyrabiania lekarstw, ich dawne opakowania oraz zioła: sposób ich suszenia i przetwarzania.
Farmaceutom konkurencję robił - tuż przed wejściem do apteki - alchemik, czyli ktoś operujący na granicy szarlatanerii i magii. Pomiędzy publiką krążył dziwny osobnik z wielkim dziobem - tak podobno w dawnych czasach powiadamiano ludność, o nadchodzącej zarazie czy chorobowej epidemii.
Dzieciaki miały swoją strefę zabawy. Tu, poza miejscem do malowania twarzy, najwięcej chętnych gromadziło się w "pigularni". Materiałem do wyrabiania pigułek była plastelina: należało ją przy pomocy specjalnych (autentycznych!) przyrządów podzielić i następnie uformować okrągłe kuleczki. Trafiały potem do papierowej torebki. Jak sie okazuje, to wcale nie tak odległa w czasie metoda wyrabiania lekarstw, przede wszystkim w formie czopków. - Uczyłam się tego nie tylko na studiach, ale sama tak postępowałam, gdy zaczynałam prace w aptece - zapewniała pani Anna, młoda farmaceutka.
Dla zdrowia była także zabawa na dechach. Chętnych do tańczenia przy dźwiękach kapeli nie brakowało. Tylko pijawek jakoś nikt sobie nie chciał przystawiać.
bdb