Budowa lotniska w Radomiu. Prezes PPL: Niech każdy robi to, na czym się zna
26 lutego 2020
– Nie idziemy na wojnę z miastem. Ale nie możemy przejść obojętnie nad stwierdzeniami, że to ono buduje lotnisko i będzie musiało zainwestować w nie około 500 mln zł – mówi prezes PPL odnosząc się do słów radnych KO, którzy chcą powołać komisję d.s. nadzoru procesu inwestycyjnego na Sadkowie.
Prezes PPL Mariusz Szpikowski podczas dzisiejszej konferencji prasowej obszernie odnosił się informacji, jakie w ostatnich dniach pojawiały się w mediach, w tym tych przekazywanych przez posła Konrada Frysztaka, dotyczących choćby budowy peronu Radom Wschód przy nowym wiadukcie w ciągu ul. Lubelskiej.
- Peron będzie budować PKP PLK, a wiadukt miasto i będzie to wizytówka Radomia. Wszyscy pasażerowie, którzy wysiądą na tym peronie będą oceniali miasto, sprawność włodarzy i to, w jaki sposób potrafią koordynować swoja inwestycję z tą, prowadzoną przez inny podmiot - uważa prezes Szpikowski. Nie bez ironii odnosi się do słów posła Frysztaka, który miał się dziwić, że PPL chce budować na wiadukcie zatoki autobusowe. - Pasażerom z dużymi walizkami - są to podróżni czarterowi - zafundujemy przeżycia ekstremalne pod tytułem przeprawa przez te ulicę, czyli zejście na dół po zwykłych schodach bez zadaszenia i będzie trochę tak, jak w Kairze - porównuje Szpikowski. I dodaje: Pokazuje nam to pewną jakość miasta.
Po co Radomiowi molo?
Prezes PPL "zderzeniem mentalnym" nazywa spór o budowę ruchomych schodów przy wiadukcie. - Musieliśmy tłumaczyć, po co w ogóle budować schody ruchome. Mówiono nam, że przecież jest 16-osobowa winda - opowiada szef PPL. Jego zdaniem, brak ruchomych schodów spowodowałby kolejne żarty z Radomia. - Nie chcielibyśmy, by mieszkańcy stali się niezasłużenie obiektem kpin - zapewnia prezes Szpikowski. - Kiedy uznałem, że etap dyskusji o schodach jest zakończony, na ostatnim spotkaniu wiceprezydent Radomia powiedziała, że mieszkańcom nie są potrzebne ruchome schody, bo to nie oni będą z nich korzystać - mówi Szpikowski. Nie bez złośliwości pyta: a po co mieszkańcom Sopotu molo? I po co inwestować w infrastrukturę dojazdową?
Według prezesa Szpikowskiego, jeśli nie uda się przeskoczyć pewnej bariery mentalnej, to największym wyzwaniem dla inwestora, czyli PPL, w budowie lotniska nie będzie budowa drogi startowej, terminala, pozyskiwanie chętnych do latania, ale tłumaczenie miastu, po co w Radomiu budować drogi, po co robić nowoczesny wiadukt ze schodami ruchomymi, itd. Szpikowski mówi w tym kontekście o "radomskim stylu mentalności władz", które narażają na kpiny mieszkańców. - My od początku naszego zaangażowania w budowę lotniska, układu komunikacyjnego twierdziliśmy, że zmieniamy sposób patrzenia na Radom. I kiedy udało się to zrobić, dzisiaj pokazywanie spraw przez pana posła Frysztaka i całą resztę, powoduje powrót do tej samej retoryki ośmieszającej Radom - przekonuje szef PPL. Odnosi się też do użycia przez Konrada Frysztaka określenia, że miasto jest w tej chwili inwestorem zastępczym budowy lotniska. - Osoby, które prowadziły inwestycje w mieście powinny znać różnice w definicji słów "inwestor" i "inwestor zastępczy" - podkreśla Mariusz Szpikowski zaznaczając, że gmina nie ponosi żadnego ryzyka związanego z ewentualnymi stratami podmiotu, który inwestuje.
Pieniądze wyrzucone w błoto
Mariusz Szpikowski przypomina, że w latach 2016, 2017, za czasów "zacnego posła Frysztaka"jako wiceprezydenta miasto dołożyło do lotniska ponad 25 mln zł w postaci dokapitalizowania. - To były pieniądze wyrzucone w błoto, dlatego że nie powstał w żaden sposób wzrost wartości inwestycji. Co więcej, wrzucanie w taki sposób pieniędzy nie przyniosło ruchu pasażerskiego - przypomina prezes PPL. Do tego dodaje pieniądze wydane na tzw. wsparcie marketingowe dla linii, aby chciały z Radomia latać i ogromne zatrudnienie w porcie (120 osób w porównaniu do Zielonej Góry, gdzie pracowało niewiele ponad 50).
Prezes Portów Lotniczych wyjawił dziennikarzom, że na początku jego firma chciała kupić Port Lotniczy Radom. - Nasz plan był taki: kupujemy 100 proc. udziałów w spółce. Ale po zbadaniu okazało się, że tego podmiotu po prostu kupić się nie da, gdyż wiąże się to z dużym ryzykiem, m.in. koniecznością zwrotu pomocy publicznej - tłumaczy Szpikowski. Jak dodaje, w grę nie wchodziła także upadłość Portu Lotniczego Radom. - Takie były skutki zarządzania tym portem i prowadzenia polityki inwestycyjnej przez miasto. A kto nadzorował te inwestycje od 2015 roku? - dopytuje szef PPL. Zarządzanie radomskim lotniskiem ocenia przytaczając stary dowcip o Polakach pracujących w USA i wkręcających żarówkę. - Ilu Polaków potrzeba do tego? Pięciu. Bo jeden trzyma żarówkę, a czterech kręci stołem - cytuje Szpikowski.
Mogliśmy walić jak w bęben
Zdaniem Mariusza Szpikowskiego jedyną możliwą formułą zakupu PLR była formuła pre-pak. - Największym wyzwaniem była współpraca z miastem, przekazywanie dokumentacji. Umowy były negocjowane m.in. przez pana Frysztaka i zespół. Gdybyśmy byli krwiożerczym funduszem inwestycyjnym, to moglibyśmy w te władze walić jak w bęben - przekonuje prezes Portów Lotniczych.
Kolejna kwestia to zwrot nakładów, jakie miasto będzie musiało zwrócić PPL, gdy ten zainwestuje na terenach należących do gminy. - Nie byłoby o tym mowy, gdyby PPL kupił spółkę. Ale to władze miasta doprowadziły do tego, że tej spółki nie dało się kupić, bo było to zbyt ryzykowne; trzeba był szukać innej formuły, bądź wycofać się z tej inwestycji. PPL jest w Radomiu na skutek nieudolności władz miasta - mówi Szpikowski. Jak wyjaśnia, grunt należy do miasta, PPL inwestując na nim wydaje środki publiczne, w związku z tym trzeba rozliczyć wartość poniesionych nakładów. - Mówimy o 333 mln zł, ale miasto będzie mieć też przychody z dzierżawy, więc daje nam to kwotę około 250 mln zł rozłożoną na lata. Miasto staje się w międzyczasie właścicielem tych nieruchomości - wyjaśnia Szpikowski. Jego zdaniem, miasto powinno patrzeć na lotnisko inaczej: ile będzie miało podatków od nieruchomości, podatków CIT, VAT, ZUS, które zostaną tutaj wygenerowane miejscami pracy, które powstaną nie tylko na lotnisku, ale i wokół niego.
- Jeśli władze Radomia nie są w stanie pomóc, to niech zajmą się swoimi sprawami: MOSiR-em, budową układu komunikacyjnego, przygotowaniem właściwej infrastruktury, ale na litość boską, niech to się nie dzieje w taki sposób, że największym wyzwaniem dla PPL jako inwestora jest tłumaczenie miastu, po co są schody ruchome. Z takim stanem umysłu trudno jest dyskutować - sumuje Mariusz Szpikowski. Zapewnia, że PPL dzieli się wszelkimi informacjami na temat budowy lotniska na spotkaniach tzw. komitetów sterujących w Ministerstwie Infrastruktury i uczestniczą w nich także władze miasta, ale ostatnio - nad czym ubolewa - w zmiennym składzie. - Apeluję: niech każdy nadzoruje to, to powinien nadzorować. Mówię do miasta: budujcie drogi, wiadukt, schody ruchome, a nam zostawcie budowę lotniska, bo my się na tym znamy - przekonuje Mariusz Szpikowski.
Bożena Dobrzyńska