Doktorat z „Kontarabasisty”
- Monodram jest doskonale znany ze świetnych wykonań, choćby Jerzego Sthura czy Emiliana Kamińskiego i wielokrotnie przez nich grany; co pana skłoniło do sięgnięcia po ten ekst?
Tak się szczęśliwie złożyło, że otwarto mi przewód doktorski na Wydziale Aktorskim PWSFTviT w Łodzi. Aby uzyskać tytuł należy oprócz teorii, która już za mną, napisać rozprawę doktorską oraz zagrać jakąś konkretną rolę, która pozwoli na ocenę moich możliwości i umiejętności. Wybór tekstu monodramu jest dość trudy, bo dobrych sztuk, jak na lekarstwo. A jeśli trafi się już jakiś przyzwoity, to ktoś zrobił go na tyle dobrze, że strach się podjąć. Tak jest i pewnie z "Kontrabasistą", ale przecież tylko zdechłe ryby płyną z prądem! Poza tym, przy bardzo dobrze moim zdaniem zrobionej przez reżysera adaptacji, która wykluczyła wiele teoretycznych wątków, mamy nacisk położony na człowieka, a nie historię muzyki. Sprawiło to, że głównym tematem jest opowieść o samotności wśród ludzi, czyli coś, co dotyka wielu z nas.
- Czy nie obawia się pan porównań to tak świetnych kreacji?
Kontynuując myśl, skoro jest różnica w tekście to i porównań może uda się uniknąć? Zresztą Górski to Górski i porównywanie go do pozostałych (również Cezary Żak był kontrabasistą), chyba nie wchodzi w rachubę z przyczyn oczywistych (to nie fałszywa skromność, bądźmy realistami). No chyba, że miałbym powiedzieć prawdę, to wówczas informuję, że ci panowie wielokrotnie konsultowali się ze mną jak to grać, aż w końcu postanowiłem im to pokazać.
-Tekst Süskind znowu okazuje się być bardzo aktualny: coraz więcej mamy wokół siebie młodych jeszcze, sfrustrowanych zawodowo i życiowo ludzi. Czy chce pan przekazać publiczności dylematy tych ludzi, grupy społecznej?
Ale dlaczego młodych? Ja znam ludzi w każdym wieku, którzy są sfrustrowani zawodowo i życiowo, nie sądzę, żeby wiek był tu czynnikiem determinującym. Kontrabasista ma 35 lat, ale jego problem dotyczy każdego wieku i zawodu. Nie rozwija się, bo nie musi, jest na etacie, z którego nikt go nie ruszy. Nie ćwiczy, bo po co? Wszystko jest złe, do niczego i bez sensu. Można tak żyć, ale po co? Nie lepiej coś w tym życiu zrobić, dla siebie i innych? Niech opowieść o tym człowieku będzie krzywym zwierciadłem, w którym mogą przejrzeć się wszyscy, którzy tak właśnie żyją: z dnia na dzień, sfrustrowani, niechętni do działania i niewidzący przed sobą żadnej przyszłości.
- Kontrabasista jest takim przysłowiowym halabardnikiem w teatrze - niedoceniony, a przekonany o swej wartości. To problemy także pana aktorskiego środowiska? Nawet nie w dosłownym sensie, ale jeśli się porówna kariery tzw. serialowych - nie zawsze najlepszych - aktorów i drogi zawodowe znakomitych artystów pracujących na tzw. prowincji?
Kariera to dla każdego coś innego. Aktor ma wiele dróg i może wybrać to, na co ma ochotę. Jedni idą do serialu, a kolejni na prowincję. A propos: nie wiem czy mówiąc o prowincji mówi pani również o teatrze w Radomiu? Jeśli tak, to zapraszam panią do Warszawy, podam kilka elitarnych teatrów w których zobaczy pani prawdziwą prowincję: nieprzygotowanych aktorów, reżyserów pracujących jednocześnie nad kilkoma projektami, zespołu, który zajęty jest bieganiem z castingu na casting itd. Ale szukajmy pozytywnych stron: halabardzista też człowiek. Przyjemnie jest, kiedy mamy małą rolę i możemy z niej zrobić jak to się mówi perełkę (nomen omen właśnie rozpocząłem próby do spektaklu 'Zemsta" i gram tam m.in. Perełkę). Przecież ktoś to musi robić. Czy aktor, który ma mniej tekstu jest gorszy? Ma inaczej pracować? Mniej się przykładać? Małe role uczą pokory i pozwalają dokładnie przyjrzeć się zawodowi który się uprawia.
- Monodram wymaga od aktora znakomitego warsztatu, ogromnej siły, nie tylko psychicznej. Jak sobie pan z tym radzi?
Cóż ja mogę powiedzieć? To raczej widzowie muszą ocenić, czy sobie radzę. Uległem w zeszłym roku poważnemu wypadkowi, który zakończył się wstawieniem 29 cm gwoździa w kość ramienną, co z kolei spowodowało przerwę w uprawianiu sportów wszelkich. Teraz próbuję powoli pływać, korzystać z siłowni, ale są to małe kroczki w powrocie do formy. Również każda próba Kontrabasisty to niezły wycisk fizyczny. Postaram się, żeby widzowie nie mieli jednak wrażenia, że w połowie spektaklu zemdleję z wycieńczenia – obiecuję, że dotrwam!
Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska