Polityka interesuje nas najmniej
- Spektakl powstaje na zamówienie z okazji rocznicy wydarzeń czerwcowych w 1976 r. Czy te okoliczności nie sprawiają, że jest obarczony ”grzechem” właśnie tego kontekstu?
Ależ oczywiście, że tak i wspólnie z staramy się stworzyć taką jakby współczesną wersję produkcyjniaka. Ja się bardzo chętnie odwołuję do tego słowa, bo wydaje mi się, że w takim szlachetnym rozumieniu znaczenia tego typu spektaklu nie było niczego złego. Jakby kontekst polityczny przyczynia się do tego, że do produkcyjniaków z lat 50. czy 60. odnosimy się w tej chwili dość pogardliwie. Natomiast zależy mi na tym żeby ten nasz „produkcyjniak” był atrakcyjny przede wszystkim dla ludzi młodych i w takim kierunku idziemy, aby to miało szanse ich zainteresować. Ale oczywiście bagaż, że tak powiem rocznicowy, bardzo nam ciąży.
- Ale bohaterka spektaklu nie jest uczestniczką tamtych wydarzeń?
Częściowo jest. W pomyśle scenariuszowym ta kobieta nazwana panią Lodzią pracowała w urzędzie bezpieczeństwa. W owym czasie była jakby po drugiej stronie. W naszym przedstawieniu wszyscy bohaterowie w jakiś sposób są obarczeni bagażem tego wydarzenia, nawet ci młodzi.
- Czy spektakl będzie miał dramaturgiczną całość, czy to raczej zestaw luźnych obrazów powiązanych główna ideą?
To jest dobre pytanie. Staramy się, aby ta historia miała linearny przebieg, ale z drugiej strony rozmyślnie gubimy tropy, starając się niejako zmylić widza. Mam taką nadzieję, że każdy widz będzie miał szansę na własna układankę zdarzeń.
- Czy to będzie gloryfikacja Czerwca 76 r.?
Czerwiec 76’ został bardzo dobrze opisany, i tu się naprawdę nie ma nad czym zastanawiać. Próba rzucenia nowego światła na tamte wydarzenia mija się z celem. Być może, dlatego w naszym spektaklu najmniej interesuje nas polityka.
- A co wyniosą z tego przedstawienia widzowie, którzy nie pamiętają tamtych czasów i ci, którzy wtedy byli już dorośli?
Tego nie wiem, to jest pytanie do widza. Staramy się, aby to, co robimy na scenie dotarło do każdego widza, może nawet nim wstrząsnęło albo przynajmniej troszeczkę potarmosiło... Chcemy przede wszystkim pokazać pewne napięcie i emocje między bohaterami. Jeżeli nam się uda go na tyle zainteresować, wciągnąć, wessać do środka, może będzie to przedstawienie, na które przyjdzie dwa razy, albo i więcej. Obojętnie, stary czy młody…
- Powiedział pan, że jakakolwiek próba pokazywania wydarzeń w negatywnym świetle mija się z celem. Ale przecież widzenie Radomskiego Czerwca niekoniecznie jest, nawet dzisiaj, czarno-białe, a uczestnicy wydarzeń są przez wszystkich radomian uznawani za bohaterów. Jednym słowem, że niekoniecznie wszystkich należy gloryfikować. Na pewno są w tym jeszcze jakieś odcienie szarości...
To nie jest tak, że trzeba na nowo nadawać sensy. Rzecz w tym żeby gdzieś w tych historiach ludzkich umiejętnie wyłapać to, co było rzeczywiście ważne, odważne i powiedziałbym dające jakiś sens. To nie jest jednoznaczne, takie czarno - białe przedstawienie. Bardzo bym się cieszył, gdyby zostało odebrane jako pewnego rodzaju abstrakcyjna impresja na temat jakiegoś zdarzenia politycznego, obojętnie czy dotyczyło Radomia, Gdańska, Ursusa czy Szczecina.
- Czy z niego wynika, że radomianie powinni być dumni z tej historii?
- Wydaje mi się, że tak. To był jakiś kolejny krok w stronę demokracji. To są ważne etapy w historii naszego kraju. Tylko ja to zostawiam historykom. Stworzenie nudnej historycznej lekcji absolutnie nie jest naszym celem.
Tym bardziej, że dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków to zupełnie nie obchodzi. My chcemy ich tym zainteresować dając im pewien klucz. Mam nadzieję, że trafią na nasze przedstawienie i zainteresują się nie tak przecież odległą historią swojego miasta.
Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska