Zaczynałem od badań z… cegłami
- To nie pierwsza nagroda w pana zawodowym dorobku, ale chyba szczególna?
Tak, bo jest zwieńczeniem tego, co dotychczas robiłem. Ponadto poprzednio doceniali mnie profesorowie, rehabilitanci, sportowcy, lekarze, a teraz docenił ktoś, kto ma pojęcie o biznesie. Czyli grupa ludzi, która już jest u szczytu, osiągnęła pewien pułap dojrzałości finansowej i stwierdziła, że to czym się zajmujemy jest na tyle nowatorskie, innowacyjne na tyle wartościowe żeby to docenić.
- Z tych branżowych najbardziej cenne jest to ubiegłoroczne z Łodzi?
Tak, na największych targach sprzętu rehabilitacyjnego w Polsce i trzecich w Europie otrzymałem główną nagrodę za urządzenie, którego jestem pomysłodawcą, za najlepszy produkt rehabilitacyjny roku 2010, a za drugie - które jest przedmiotem mojego doktoratu - otrzymaliśmy wyróżnienie w kategorii wyrób medyczny.
- Skoro jest zwieńczenie, to znaczy jakąś drogę już pan przeszedł. Jaka to była droga?
Oooo… (śmiech). Początek był ciekawy, bo zaczynałem od badań na uczelni przy użyciu... cegieł. Potem była deska do mięsa, pieniek drzewa i trochę elektroniki. Dopiero później zastosowanie tego w praktyce, współpraca z jedną, drugą firmą. Nie trzeba być producentem, by odnieść sukces. Na przykład dwa lata temu nawiązaliśmy kontakt z największą polską firmą produkującą aparaturę EEG. Właściwie to oni się do nas zwrócili z propozycją współpracy po naszym wystąpieniu w PKOLu, gdzie prezentowaliśmy urządzenia oparte o biofeedback posturograficzny czyli pozwalające na trening równowagi. Z kolei ta firma prezentowała podobne urządzenie, z którego korzystał Adam Małysz. Nawiązaliśmy współprace i jej efekt był taki, że w tym roku na targach w Kielcach zgłosiliśmy do konkursu EEG Biofeedback Breath, czyli taki sam jak Małysza, tylko dołożyliśmy jeszcze oddychanie. To oprogramowanie, które pokazuje pacjentowi jak ma oddychać. Ja trenowałem sporty walki i dla mnie było niepojęte, że do tej pory nikt nie wpadł na to, że przy pracy (treningu) mózgu trzeba jeszcze pilnować oddechu. Bo po 15 minutach u pacjentów poddawanych terapii EEG wysycenie krwi tlenem spada z 98 do 92 proc. I dlatego terapia ta jest mniej skuteczna, a po dołożeniu oddechu, wysycenie to wzrasta z powrotem do poziomu 99, czyli terapia staje się o 50 proc. skuteczniejsza.
- Wróćmy na chwilę do początków. Pan jest z wykształcenia...
Skończyłem najpierw zasadniczą szkołę zawodową, bo trenowałem zapasy, a w Radomiu nie było jeszcze porządnej sekcji, więc poszedłem do Wierzbicy, do "Orła". Potem było Technikum Energetyczne, a ponieważ nadal uprawiałem sport, poszedłem na Politechnikę Radomską, gdzie studiowałem wychowanie zdrowotne z korektywą. Potem skończyłem Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie, a doktorat robię na AWF-ie w Katowicach.
- Czyli kolejne stopnie kariery i połączenie wiedzy naukowej, praktyki i pasji?
Zawsze interesowała mnie elektronika, informatyka. Zawsze lubiłem liczby, nie przepadałem za ortografią. A ponieważ byłem sportowcem interesowało mnie to co się dzieje z tymi liczbami, komputerem w praktyce. Zadawałem sobie pytania, np. takie: w czym jedni zapaśnicy są lepsi od tych z gorszymi wynikami np. w stójce, w sposobie utrzymania równowagi, w proporcjach obciążenia? I wtedy okazało się, że nie ma urządzenia, które to może zmierzyć. A wydawało mi się to bardzo proste. I zaczynałem od tych cegieł, prototypów, a potem już poszło: jedno urządzenie, drugie urządzenie. No i potrzeba matką wynalazków: wchodziło mi dziecko na ten posturograf - ma prosty kręgosłup, równe barki, równą miednicę. Czyli niby wszystko jest z nim w porządku. Ale obciąża nogi 60 do 40, czyli 60 proc. masy ciała obciąża na jednej i 40 na drugiej nodze. To przecież wiadomo, że ono wróci do mnie za rok, będzie miało wprawdzie 50 na 50, ale także skoliozę jednołukową, bo sobie organizm nie poradzi. Jak temu przeciwdziałać? Wtedy powstała balansowa platforma treningowa, żeby mięśniami ciała dało się sterować grę komputerową. Oczywiście, w pozycjach rehabilitacyjnych. I wtedy powstał balans gameboard. Potem był kolejny pacjent z niedowładem ręki. Zrobiliśmy więc czujnik dla zwiększenia ruchomości i likwidacji niedowładu w kończynach. Potem kolejna pomoc dla osób z przykurczem karku - umieściliśmy czujnik na czapeczce i mięśniami ciała pacjent steruje grę komputerową. Oczywiście, tak się ją ustawia, żeby ona powoli, małymi kroczkami zwiększała zakres czucia i ruchomości. Tak naprawdę pacjent nie jest świadom tego, że trenuje. U fizjoterapeuty dzieciak jest masowany, naciągany, często krzyczy, ma dość tej rehabilitacji. A tutaj, pod okiem fizjoterapeuty, sam swoim ciałem steruje grę, a terapeuta co jakiś czas podkręca mu śrubkę, by zakres ruchomości czy czucia się zwiększał.
- Pod pojęciem rehabilitacja, czy fizjoterapia rozumiemy raczej coś innego. Pan te metody udoskonala...
...przy pomocy elektroniki. Bo jakie to ma znaczenie jaką drogą ja dotrę do pacjenta? Ważne, żeby on chciał ćwiczyć! Jeśli jestem w stanie to zrobić, to każda metoda jest dobra. A często dzieje się tak, że rodzice "przyciskają", zmuszają dzieci do ćwiczeń i wtedy dziecko dostaje awersji do ćwiczeń czy rehabilitacji. A kto nie lubi zagrać w grę komputerową, obejrzeć filmu? Chyba każdy. Można na przykład ćwiczyć komputerowe zjeżdżanie na nartach, obciążając różne partie mięśni. Przy czym trzeba pamiętać, że nie zastępujemy tu klasycznych metod i rehabilitanta a jedynie dajemy mu doskonalsze narzędzie do pracy z pacjentem.
- I jeszcze raz wracamy. Wszystko zaczęło się od...
… dwupłytowego posturografu. Większość na świecie badając równowagę, traktują człowieka jakby miał jedną nogę. Mnie to nie dawało spokoju, bo człowiek ma zazwyczaj dwie nogi. W Polsce też przez ponad 40 lat badano równowagę kierując się środkiem ciężkości. A tu nie o to chodzi, bo mamy środek nacisku prawej i środek nacisku lewej nogi. Może bowiem być tak, że pacjent może mieć bardzo stabilną lewą nogę, a prawą kiepską. No, ale średnio jest w porządku. Chcąc poprawić motorykę nie będziemy ćwiczyli tej lepszej, tylko gorszą. I ten trening jest celowany, jak akupunktura. Do tej pory trenowano tylko środek ciężkości.
- Jak chce pan upowszechnić te badania, przekonać, że ma pan rację?
Mamy już wiele naukowych publikacji, byliśmy na kilkunastu kongresach, konferencjach, a dwupłytowy posturograf na wszystkich targach, w których uczestniczyliśmy, dostał albo złoty medal albo wyróżnienie a oceniali go profesorowie rehabilitacji, medycyny. I to oni kupują to urządzenie do swoich klinik, szpitali i uczelni. Np. mają już go prawie wszystkie AWF-y w kraju.
- Współpracuje pan z ze sportowcami. Pana firma przebadała kadry narodowe siedmiu dyscyplin, coraz większe zainteresowanie pana działalnością przejawiają też radomskie kluby. Ale podczas Gali Biznesu żalił się pan, że miejscowe placówki medyczne już nie
W kwietniu na targach Rehmed-Expo na naszym stoisku pojawił się przedstawiciel radomskiego szpitala i stwierdził że kupili niedawno sprzęt zagraniczny, a nie wiedział że rodzimy jest dosłownie pod nosem, czyli w Radomiu. Ze zdziwieniem zaznaczył, że zapłacił trzy razy tyle, ile ta sama aparatura kosztowałaby w naszej. A jego zdziwienie sięgnęło zenitu jak mu uświadomiłem, że sprzęt przez niego kupiony jest produkowany w Polsce, różni się tylko nazwą, a firma która go produkowała jest jedynie dystrybutorem. Puenta była taka, że ten człowiek odwiedził nasze stoisko następnego dnia i zobaczył, że nasze urządzenie otrzymało na tych targach główna nagrodę i stwierdził, że następne zamówienie zrealizują już w firmie Koordynacja.W Polsce, w świecie medycyny, niestety pokutuje jeszcze przeświadczenie, że jak coś jest rodzime to jest też niewiadomego pochodzenia, nieznanej jakości i lepiej kupić zagraniczne. Tymczasem niektóre polskie firmy, które do tej pory były jedynie dystrybutorem sprzętu zagranicznego rozpoczęły produkcję na własna rękę i z powodzeniem sprzedają ten sprzęt na rodzimym rynku. Placówki medyczne są przeświadczone, że kupują zagraniczny, markowy sprzęt gdzie dodatkowo nazwa urządzeń jest zazwyczaj angielska. Powoli jednak ten trend się zmienia czego przykładem są kolejne zamówienia ze szpitali i nie tylko. Niedawno zakupił od nas aparaturę Polski Związek Lekkiej Atletyki m.in. dla Tomasza Majewskiego, mistrza olimpijskiego z Pekinu i właśnie z wykorzystaniem naszych urządzeń (pod okiem terapeutów) przygotowuje się do igrzysk w Londynie.
Naukowa ciekawość nie daje panu spokoju cały czas. Bo są już następne pomysły...
Chcę wspomnieć o jeszcze jednym urządzeniu – Fit Stretch Game - dla osób, które mają problemy z rozciąganiem mięśni podudzia i ścięgna Achillesa; tu także zastosowaliśmy komputerowe sterowanie tymi mięśniami. I to urządzenie także dostało na targach wyróżnienie. A co do planów: wspólnie z Wyższą Szkołą Sił Powietrznych w Dęblinie staramy się o grant z Ministerstwa Obrony Narodowej na badania koordynacji wzrokowo-ruchowej pilotów samolotów odrzutowych, w Wyższej Szkole Nauk Społecznych i Technicznych, gdzie jestem wykładowcą, realizujemy właśnie projekt wart 100 tys. zł (to z kolei grant z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego) na badania równowagi.
Na dniach przenosimy się do nowej siedziby przy ul. Struga 60, gdzie powstaje Akademickie Centrum Medyczne. Będziemy tam prowadzić badania wad postawy, kręgosłupa, równowagi, siły mięśniowej, koordynacji wzrokowo-ruchowej, terapie EEG, czyli poprawę funkcjonowania mózgu oraz terapię sensomotoryczną opartą o biologiczne sprzężenie zwrotne. Przymierzamy się też do produkcji indywidualnych wkładek do butów, nawet takich dla stopy cukrzycowej. W nowym centrum, które powstaje przy zaangażowaniu Radomskiej Szkoły Wyższej i jej kanclerza Elżbiety Komosy, znajdzie się za miesiąc maszyna FED do bezinwazyjnego, bezoperacyjnego leczenia skolioz. Takich aparatów jest w Polsce tylko pięć, a nasze będzie jedynym na Mazowszu. W Centrum jest już zamontowana pierwsza w regionie kriokomora, są sale: korekcyjna i do ćwiczeń wzmacniających (siłownia) dla dorosłych oraz jedyna w Radomiu profesjonalna „siłownia” dla dzieci, są też sauny parowa i sucha oraz wanny do hydromasażu, jest profesjonalna sala ćwiczeń rekondycyjnych oraz pełny osprzęt do zabiegów fizykoterapeutycznych i fizjoterapii, a dodatkowo chcemy by na konsultacje przyjeżdżał psycholog sportowy. Kilka dni temu wspólnie z prof. Henrykiem Knapikiem złożyliśmy też wniosek do Narodowego Centrum Nauki o dofinansowanie badań wad postawy prowadzonych na kierunku fizjoterapia w Radomskiej Szkole Wyższej.
- Robi pan karierę i odnosi sukcesy w Radomiu, a powszechnie uważa się że to niemożliwe.
Nie trzeba uciekać z Radomia, aby coś osiągnąć. Jestem o tym przekonany. Ja nie widzę potrzeby wyjeżdżania stąd. Mieszkam pod Radomiem, w Rożkach w gminie Kowala. Tu się urodziłem, wychowałem, założyłem rodzinę i tu zamierzam rozwijać firmę.
Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska