Belowski porwany, Kopacz bez oczu, Sońta zamiast Wróbel
Zbigniew Belowski (PO) wstydzi się publicznie mówić, co i gdzie dorysowano na jednym z jego wizerunków. Jego banery były przedmiotem zainteresowania domorosłych "artystów" i chuliganów w jednej (?) osobie co najmniej trzykrotnie. - Najpierw zniszczono mi banery na ul. Wojska Polskiego, w pobliżu ronda Matki Bożej Fatimskiej. Potem ten przy rondzie u zbiegu 1905 Roku i Limanowskiego został całkowicie zrzucony i zdeptany. Ale to co zrobiono z kilkumetrowym banerem przy rondzie warszawskim... Łobuzy porwały go niemal na strzępy - wylicza Belowski i dodaje, że przy pomocy zszywek jakoś udało się go poskładać. - Wisi stosunkowo wysoko. Ktoś musiał sobie go specjalnie upatrzeć - mówi. Nie wierzy, że to przypadki. - Jeśli ktoś przychodzi z farbą i narzędziami, by coś zniszczyć to znaczy, że robi to specjalnie - uważa kandydat PO.
Belowski nie zgłaszał dewastacji na policję. - Przecież to nic nie da - twierdzi. I podaje jeszcze jeden przykład: Ewa Kopacz "wisząca" na Wojska Polskiego ma zamalowane oczy.
Jeszcze na początku września zostały zaatakowane banery Marka Suskiego i Wojciecha Skurkiewicza wiszące na kładce nad ul. Jana Pawła II, potem dwukrotnie na kładce na Szarych Szeregów. - Materiały wyborcze kandydatów PiS, a zwłaszcza Wojciecha Skurkiewicza były niszczone najczęściej - potwierdza Justyna Leszczyńska z Komendy Miejskiej Policji w Radomiu. Kilka tygodni temu na policję zgłoszono z kolei kradzież billboardów. - Na gorącym uczynku zatrzymaliśmy też młodzieńców zrywających plakaty wyborcze - mówi Leszczyńska.
- Jeden z tych chłopaków miał 21 lat - podkreśla Wojciech Skurkiewicz i choćby na tej podstawie twierdzi, że niszczeniem nie zajmują się ludzie starsi. Ale też - jego zdaniem - nie zawsze chuligani. - Wczoraj nasi ludzie zauważyli jak ktoś wycinał twarze kandydatów PiS z plakatów na przystankach. Wizerunki kontrkandydatów ocalono - przekonuje Skurkiewicz. Podobna sytuacja miała miejsce na drodze do Przytyka. - Nasza ekipa zauważyła samochód, który uciekał z "miejsca przestępstwa " i rozpoznała do kogo należy. Zadzwoniłem potem do tego kandydata - opowiada senator. Do sądu nie zamierza jednak nikogo podawać. - Potem okaże się, że sprawcom nic się nie stanie, ze względu na znikomą społecznie szkodliwość czynu - twierdzi.
Nie brakuje także mało wybrednych żartów. W centrum Radomia pojawiły się np. plakaty, w których w miejsce głowy Marzeny Wróbel, "wlepiono" sylwetkę Krzysztofa Sońty. A przecież oboje stratują z PiS.
Bożena Dobrzyńska