Przedszkole prywatne, czyli jakie?
Mój Radom: - Czy państwo znacie imię każdego z „serduszek” przychodzących do waszego przedszkola?
Małgorzata Bartosiak: Znamy wszystkie dzieci, ich imiona, wiemy co kochają... To absolutnie warunek numer jeden. Myślę, że w każdym przedszkolu tak być powinno. Niestety w placówkach publicznych dyrekcja nie zawsze zna wszystkich podopiecznych, bo dzieci jest po prostu dużo. W niepublicznych grupy są mniej liczne. A przede wszystkim staramy się bardzo o to, żeby ci mali „klienci” przychodzili do nas z uśmiechem na twarzy. To jest warunek numer jeden: znamy wszystkie nasze dzieci, by znać ich potrzeby. Gdy je rozpoznamy możemy zapewnić im najlepsze warunki. To podstawa „Niezapominajki”.
Jarosław Bartosiak: My pracujemy już siedem lat. Opowiem dwie historie. Trzy lata temu odwiedzili nas rodzice chcący zapisać dziecko do „Niezapominajki”. Standardowo proponujemy wycieczkę po przedszkolu. W tym czasie dzieciaki przemieszczały się i co chwila któreś z nich podchodziło do nas. Kuba, Oliwia... Wymienialiśmy różne zdania. Rodzice zapytali, czy znam imiona wszystkich dzieci? Odpowiedziałem, że tu nie ma innej możliwości. Wtedy rodzice powiedzieli, że chcą podpisać umowę zaraz, bez dalszego zwiedzania przedszkola. I tak powierzyli naszej opiece swoje dziecko. Druga historia dotyczy rodziców, którzy niestety przepisywali swoją pociechę z przedszkola publicznego. Mówię „niestety”, acz wcale się nie cieszymy, że takie sytuacje są. Pytałem rodziców: dlaczego? Odparli, że dziecko chodzi czwarty miesiąc i pani nadal nie wie jak ono ma na imię! Tu mamy maksymalnie grupy 18- osobowe. W najmłodszej są trzy panie, które przebywają z dziećmi większość dnia. W przedszkolu publicznym są grupy 25-osobowe oraz większe i jest… jedna pani.
- Chociażby z waszej strony internetowej można się dowiedzieć, że pracuje tu kilkanaście osób...
J.B: Ale to wynika z filozofii prowadzenia przedszkola. Tego jak je organizowaliśmy i konsekwentnie trzymamy się tej linii. Mianowicie „Niezapominajka” ma być inna, wyróżniająca się. Przedszkole kosztuje więcej niż publiczne, ale w zamian dajemy m.in. indywidualną opiekę. Dla nas rzeczą absolutnie zrozumiałą jest, że wszyscy, którzy tu pracują znają dzieci przychodzące do przedszkola.
- Uśmiech i zadowolenie dzieci oraz rodziców to najważniejsze, lecz pieniądze też są ważne. Zapytam wprost: czy na przedszkolu można zarobić?
J. B: Oczywiście, że tak. Przez siedem lat nie mamy innego źródła utrzymania. Jeśli działalność jest przemyślana, zaplanowana, można zarabiać. Przedszkole może się rozwijać. Może pięknie wyglądać, być zadbane, kolorowe, takie jakie dzieci lubią.
M. B: Trzeba oczywiście zrobić pewne założenia finansowe. Mówimy o klasycznym biznesplanie, którego należy się trzymać. Wiemy na co nas stać, na co nie. Ważna jest organizacja pracy jak w poważnym, szanującym się przedsiębiorstwie.
- Władze Radomia chcą przekazać placówki publiczne w prywatne ręce...
M. B.: To raczej nie takie prywatne ręce... To raczej ręce osób, które tam już są. Ale te ręce boją się wziąć, bo jest to związane z odpowiedzialnością.
- A państwo wzięlibyście taka samorządowa placówkę w zarządzanie?
J. B: Tak. Natomiast trzeba sobie określić pewne punkty startowe. Biorąc coś w zarządzanie - my, czy ktokolwiek inny, musimy mieć pewne prerogatywy. Możliwości zarządzania. Dosyć ciężko zarządzać czymkolwiek, jeżeli będą narzucone jakieś rygory, które nie są rynkowe. Słyszymy o przekazaniu placówek, ale również to, że mają tam być zatrudnieni wszyscy ci, którzy obecnie pracują i to na tych samych warunkach. Z naszego punktu widzenia nie ma sensu brania takiej placówki w zarząd. Bo zarządzanie polega na zrobieniu biznesplanu oraz zbilansowaniu kosztów i przychodów. Największym kosztem jest praca. U nas np. nie ma dozorców. Wszyscy się dziwią, jak to? Ano tak, że w publicznej oświacie jest trzech dozorców, którzy non stop muszą dozorować majątek. To jest wydatek minimum około 6 tys. zł w skali miesiąca. My to robimy za 200 zł poprzez monitoring.
M. B: Ale ten przykładowy „koszt startowy” nie jest nie do pokonania. Mąż podał tylko przykład, ale to dotyczy również wyżywienia, zabawek, wszystkich składowych działalności przedszkola. Koszty wiążą się również z honorowaniem Karty Nauczyciela. Tak naprawdę jest ona kosztem dla pracodawcy, nie oszukujmy się.
J. B: Na przykład w przedszkolu samorządowym obowiązuje 5-godzinny dzień pracy. Aby zapewnić 10-godzinną opiekę, trzeba zatrudnić dwie osoby.
M. B: Konkurencja w Radomiu już jest. Przedszkola można otworzyć choćby i w domku jednorodzinnym, we własnym pokoju! I to się nazywa „punktem przedszkolnym”. Ale my uważamy, że przedszkole z prawdziwego zdarzenie musi być miejscem, gdzie dzieci mają przestrzeń. To jest niezwykle istotne na tym etapie rozwoju dzieci od 3 do 6 lat. Dzieci muszą „się wybiegać”. Nie mogą siedzieć w jednym miejscu: jeść, gimnastykować się, bawić i wychodzić na dwór albo nie. W Radomiu były przedszkola z salami gimnastycznymi. W tej chwili, oprócz naszego i być może jeszcze innego prywatnego, nie ma placówki gdzie by była sala gimnastyczna. Przez lata kolejne władze Radomia upychały dzieci i robiły wszystko, by wepchnąć je do jakiegoś obiektu kosztem ich komfortu, rozwoju.
J. B: Bo zawsze taniej było zlikwidować salę gimnastyczną i zrobić z niej dwie zajęciowe niż budować nowe przedszkole. A u nas dzieci mają salę widowiskową, gimnastyczną, plastyczną, jadalnię. To są takie warunki, które chciałbym by były w innych przedszkolach. Wiem, że upłynie sporo lat byśmy tego doczekali. W budynku, w którym my działamy, kiedyś było przedszkole zakładowe Radoskóru. Tu w latach 80., jeszcze przed zmianami ustrojowymi, chodziło 200 dzieci! Dziś są tu cztery grupy, maksymalnie 18-osobowe, razem 72 dzieci. Jesteśmy w tych samych murach, ale odnowionych, kolorowych. W Radomiu zawsze był problem z przedszkolami. Zamykano, oszczędzano kosztem dzieci. Zamiast wykorzystać „tąpnięcie” w wyżu demograficznym i stworzyć dzieciom przestrzeń i właściwe warunki, u nas oszczędzano poprzez zamykanie. Generalnie uważamy obecną reformę za dobry kierunek, bo mówimy o racjonalizacji zarządzania. Pytanie jaka ona będzie? Mamy przykłady Gdańska, Bydgoszczy gdzie władze miasta zdecydowały się na przekształcenia. Tam mniej więcej połowa to przedszkola niepubliczne. Przy dobrych założeniach dało to, szczerze mówiąc, całkiem dobre efekty. Wymieniamy się z nimi doświadczeniami.
- Rodzice obawiają się przedszkola sprywatyzowanego, przekonując że wtedy będą musieli więcej płacić.
M. B: To kwestia wyboru. Władze miasta proponują bodajże 18 placówek do przekształceń. Myślę, że to między nimi zacznie się rynkowa rywalizacja. Zaczną analizować wydawanie każdej przysłowiowej złotówki. Oczywiście, gdy będą miały minimalną swobodę w działaniu.
J. B: Zazwyczaj rodzice są przeciwni jakimkolwiek zmianom. Z drugiej strony na pewno działa lobby nauczycielskie, dyrektorskie, które motywuje rodziców mówiąc: „słuchajcie, co oni chcą nam zrobić, zastanówcie się – co to teraz będzie!”. Mnie się wydaje, że ci ludzie nie czują się na siłach, by wziąć na barki ciężar zarządzania taką placówką. Druga, ważniejsza rzecz jest taka, że nawet jeśli czują się na siłach to boją się, że przy tych ograniczeniach, które proponują autorzy przekształceń, nie wyjdą na swoje. Teraz, czy dzieci są czy ich nie ma – mają pensję. Mało tego, pozostawanie w środowisku pedagogów oznacza przynależność do struktury, gdzie niełatwo przeprowadza się zwolnienia. Więc my rozumiemy ich obawy. W Bydgoszczy władze dały tylko jeden warunek: określiły kwotę czesnego a co do reszty powiedziały: macie wolną rękę. To rozumiem: miasto daje budynek, infrastrukturę, już są jakieś mechanizmy funkcjonowania. W Bydgoszczy prywatyzowane przedszkola mogą także samodzielnie wybierać dostawców świadczących usługi, zwalniać i zatrudniać kadrę. To są już podstawy, które pozwalają na zaplanowanie funkcjonowania firmy, zarządzania nią, kosztami. W takim przypadku jest się nad czym pochylić. Co innego, gdy mam sztywno ustawione koszty i przychody, wtedy można mnie określić czymś w rodzaju administratora – i tyle.
- Ile wynosi u was opłata za przedszkole?
M. B:. Zanim podam kwotę, zaznaczę: przez cały czas jest opieka przynajmniej dwóch nauczycieli a w najmłodszej grupie trzech. Do tego są zajęcia dodatkowe. Dzieci mają codziennie zabawę w języku angielskim. Mamy gimnastykę korekcyjną i ogólnorozwojową kilka razy w tygodniu. Są zajęcia tenisowe, jeździmy na basen, jest logopeda, lekarz pediatra, stomatolog. Do tego rytmika, tańce, wycieczki, urodziny dzieci, teatr, stroje karnawałowe… Nie ma żadnych dodatkowych opłat na jakąś wycieczkę, na kwiaty, na to czy tamto, co w sumie w przedszkolu publicznym podnosi czesne. U nas rodzic płaci raz i wszystko inne ma mieć z głowy. Czesne wynosi 900 zł miesięcznie. Do końca grudnia mamy promocję - 700 zł.
J. B: – To prawda, dla wielu rodziców takie pieniądze są barierą. Przedszkole publiczne kosztuje dwa razy mniej, ale podkreślamy - w zamian za to nie oferuje takiego standardu, takiej ilości zajęć, opieki nad przedszkolakiem, jaką my zapewniamy.
- Państwa przedszkole działa także w wakacje, podczas gdy w samorządowych drzwi są wtedy zamknięte,..
J. B: Mówiąc wprost: nam się opłaca, by przedszkole było otwarte. Ja nie rozumiem dlaczego w całej edukacji publicznej taka działalność się nie opłaca. Przecież tam i tak wszyscy otrzymują swoje pensje. U nas drzwi są otwarte także w wakacje i ferie.
M. B: To jest przecież logiczne, bo żaden rodzic nie ma dwóch miesięcy wakacji, urlopu! Po to jest przedszkole, by się zajmowało dzieckiem, gdy opiekun jest w pracy. Jestem pod wrażeniem: tyle lat działa system, w którym przedszkole jest traktowane jak szkoła.
- Macie państwo doświadczenie w prowadzeniu przedszkola. Czy ktoś z władz miasta, które planują przekształcenia, kontaktował się z wami? Choćby po to, by wymienić poglądy, zorientować się jak prywatne przedszkole działa?
M. B: Na samym początku, siedem lat temu, były takie kontakty. Teraz nie. Choć mamy, naszym zdaniem, dobre pomysły. Na przykład połączenia kilku przedszkoli, dla których wspólne posiłki mogłaby robić najlepsza kuchnia w jednym z nich. To już są oszczędności. Niestety to łączy się ze zwolnieniami i adaptacją pomieszczeń po starych kuchniach. Ale to tylko przykład, można podawać inne. Warunek: trzeba przedszkole traktować jak własny dom, o który się dba.
J. B: My znajdujemy się stale pod lupą kuratorium. Przed dwoma miesiącami po kontroli dostaliśmy świetna ocenę. Teraz pracuje u nas siedem nauczycielek oraz specjaliści od rytmiki, tańca, tenisa, logopeda. Planujemy zatrudnić następnych pedagogów oraz innych pracowników. Wiemy, jak prowadzić przedszkole niepubliczne zarówno od strony edukacyjnej jak i biznesowej, jesteśmy radomianinami z urodzenia, zależy nam na dobrym poziomie edukacji w naszym mieście. Dlatego zawsze chętnie będziemy służyć władzom miasta swoją wiedzą i doświadczeniem.
Rozmawiał: Bartek Olszewski