Ratował bez wahania
Marian Czarnecki naprawiał 10 października dach domu w Mąkosach Starych. W pewnym momencie zobaczył, że z sąsiedniego drewnianego budynku wydobywa sie ogień. Usłyszał wołanie o pomoc. Natychmiast pobiegł do palącego się domu. - Stasiu wołał: Jezu, ratunku. Leżał obok komina, palił się. Najpierw wyprowadziłem jego, a potem wróciłem po żonę Lidkę. Ona przewracała się, chwyciłem ją pod pachy. Ubrania już nie było, a skóra zostawała mi w rękach... - opowiada tragiczne wydarzenia.
Pan Marian wszedł w ogień jeszcze po raz trzeci, gdy okazało się, że Stanisław Sułek wrócił do domu szukając swojej żony. Sam odniósł rany, miał poparzone dłonie. - Ale dziś już nie ma po tym śladu - pokazuje dodając, że nie odczuwał szczególnego strachu. - Pracowałem kiedyś na wysokościach, nie miałem obaw. Wiedziałem też, że minie trochę czasu zanim konstrukcja się zawali. Najgorszy jest w takich przypadkach brak powietrza - podkreśla.
Postawę pana Mariana docenili dziś: komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej, starosta radomski i wójt gminy Jastrzębia. - Wiem, że pana największym marzeniem było porozmawiać z ratowanymi przez pana osobami. I to, że te osoby, niestety zmarły, w żadnym stopniu nie umniejsza pana zasług. Pan zrobił wszystko, co było w pana mocy - mówił na spotkaniu w siedzibie radomskiej PSP jej szef Gustaw Mikołajczyk. Dodał, że ratownicy często spotykają się z taką sytuacją, że ich wysiłek nie jest zakończony pełnym sukcesem. - Na pewno jest pan bohaterem, bo zachował się pa jak profesjonalny ratownik. A przecież nie przeszedł pan szkolenia, nie dysponował pan specjalistycznym sprzętem i nikt nie uczył pana - tak jak zawodowych ratowników - radzenia sobie z trudnymi, stresującymi sytuacjami. Serdecznie panu za to dziękuję - dodał komendant.