Siostry są szczęśliwe
- Dwa lata temu robił pan w Radomiu "Skrzypka na dachu", który okazał się ogromnym sukcesem. Czy teraz też będziemy mieli do czynienia z takim pewniakiem?
Pewniak to jest wtedy, gdy widownia przychodzi, a nie wtedy jak się coś zakłada. Myślę, że to jest zabawne, więc powinno się podobać. Chociaż różnie ludzie reagują na fakt, że jest to historia o zakonnicach...
Ale sztuka była już grywana i okazywało się właśnie, że jest hitem. Czy na tej podstawie można sadzić, że podobnie będzie w Radomiu?
W Polsce zrobiła się moda, by teatry dramatyczne robiły musicale, chociaż w wielu przypadkach to w ogóle nie są musicale tylko spektakle z piosenkami. Albo taka próba dodania muzyki, po to by ludziom bardziej się spodobało. W tym sensie raczej jest więc to pewniak - bo jak się śpiewa, tańczy, to ludzie to przyjmują. Ale one (aktorki) muszą być wiarygodne, dobrze to zagrać, bo samo - jak mówił Witkacy - to się tylko błyska. Trzeba się po prostu napracować, by był to pewniak. A dziewczyny są bardzo chętne do pracy. Ja zresztą bardzo lubię ten teatr. Przyjemnie mi się tutaj żyje - bo muszę się tu na jakiś czas przenieść - i pracuje.
Jak w Polsce bywa odbierana sztuka, której głównymi bohaterkami są zakonnice?
U nas uważa się, że jak jest kostium - właśnie zakonnicy albo księdza, to już to jest podejrzane. Dlatego nie wiem jak przyjmie to publiczność, bo niewykluczone, że przyjdą widzowie z nastawieniem: "na pewno mi się to nie spodoba", albo "to będzie coś strasznego". Dlatego nie rozmawiałbym w kategoriach, czy pewniakiem jest w ogóle musical, czy akurat ten musical. "Hamlet" to też jest pewniak, a bardzo często nie wychodzi. W przypadku "Siostruń" wszystko jest atrakcyjne, no i jest to komedia. W Polsce sztuka była grana w bodajże ośmiu miastach i się sprawdzała. Nie ma powodu żeby w Radomiu się nie sprawdziła. Natomiast nie ma czegoś takiego, że coś jest z góry skazane na sukces. Widziałem trzy wersje "Skrzypka na dachu" zupełnie przerażające, a ludzie i tak przychodzili, bo lubią usłyszeć "Gdybym był bogaczem".
- "Siostrunie" w Polsce pan widział?
Tak nawet w moim Teatrze Muzycznym w Gdyni w realizacji znanego także w Radomiu Andrzeja Ozgi. Różnice są w sposobie podejścia. Ja uważam, że to całe przedstawienie jest przez zakonnice wymyślone, a nie podglądamy ich życia. Każdy numer, który tu oglądacie jest numerem wymyślonym przez te pięć pań, które czasem udają że są naturalne. Natomiast można to też grać, że nie ma widowni, jest czwarta ściana, czasem się z nią rozmawia, ale w większości wypadków nie.
- A kto zdecydował o wyborze właśnie tej sztuki?
To była nasza współna decyzja z dyrekcją. Nie bez znaczenia było to, że "Skrzypek na dachu" robiony na sylwestra nie kończy się radośnie, więc nie była to raczej sztuka karnawałowa. I choć "Skrzypek" się podoba, dobrze się sprzedaje, to teraz wybraliśmy rzecz zdecydowanie lżejszą.
Śmiejemy się trochę z Kościoła w tym spektaklu?
Nie bardzo wiem, co to znaczy "śmiać się z Kościoła". Z Kościoła w ogóle? Czy z tego, że tam są normalni ludzie w środku i oni mają zwyczajne przywary? Takie na przykład, że siostra zakonna jest zazdrosna.
- ... trochę jak u Krasickiego?
No nie. Krasicki żył w czasach, gdy to rozpasanie Kościoła było ogromne, dziś tego już w takim rozmiarze nie ma. To jest tekst amerykański; Amerykanie mają zupełnie inny stosunek do Kościoła katolickiego. Przy czym nie jest on z góry ani zły, ani dobry, bo oni nie śmieją się z wiary. I to jest najważniejsze. Tu nikt z wiary się nie śmieje. Te siostry mówią, że to jest ich powołanie i marzenie ich życia się spelniło. Są siostrami zakonnymi, bo chciały, nikt ich do tego nie zmuszał. A u nas jest na ogół tak - jak śmiejemy się z Kościoła, to na pewno będzie coś o wierze. Proszę zwrócić uwagę, że one nie noszą krzyży. Dlaczego? Bo nie wiem czy nie znajdzie się jakiś nadwrażliwiec i uzna, że go obrażam, bo zakonnice tańczą i śpiewają. Normalnie, by nosiły, ale po co mam się narażać jednemu czy dwóm którym coś do łba strzeli? A tu się nikt nie śmieje z Kościoła, tylko pokazujemy, że są to normalne kobiety, które mają swoje wspomnienia, marzenia, swoją misję do spełnienia. A, że ta misja im się udaje, to są szczęśliwe i śpiewają o tym, jak być świętym.
O czym jest zatem spektakl?
O siostrach zakonnych, które musiały wyjść w miasto i zrobić przedstawienie, bo mają problem do rozwiązania: zabrakło im pieniędzy na pochówek czterech sióstr. I muszą zrobić show. Dzisiaj zbiórki są na rózne cele, więc i taki jest do przyjecia.
- Są tu związki z "Zakonnicą w przebraniu"?
Tak. Nawet jest nawiązanie do tego spektaklu. Był on lata temu napisany dla czterech emerytowanych, amerykańskich gwiazd aktorskich i jednej młodszej i grany na Brodwayu. Ale my się tutaj nie zajmujemy tym ile one mają lat, chociaż wiadomo, że muszą być zróżnicowane wiekowo - bo jest siostra przełożona, szefowa nowicjatu i najmłodsza nowicjuszka.
Rozmawiała: Bożena Dobrzyńska
Fot.: Materiały Teatru Muzycznego w Gdyni