Diabły w równej nysce
Po swojemu Sebastian Równy (z którym nie zamieniłem ani jednego zdania) opisał świat. Świat ten przelał na papier a następnie na deski teatru, w którym grają amatorzy. - Dobrze, bardzo fajnie – mówił po przedstawieniu Zbigniew Rybka, profesjonalista i dyrektor prawdziwego, zawodowego teatru. W kolejnych zdaniach barwnie opowiadał o teatrach amatorskich w rejonach skąd przyjechał. Mówił o setkach takich zespołów, które nawet podczas wojny działały. Resursa w Radomiu, co podkreślał konferansjer przed i po spektaklu, postawiła na pierwszy amatorski teatr od czasu ostatniej wojny. "Być może to prawda" – pomyślałem sobie i poważniej „odleciałem” w rejony, gdzie odnajduję sposób, na to, „jak wam opowiedzieć o tym, co widziałem, jak was zachęcić?". Ja – na ogół piszący o samochodach, mam opisać sztukę autorstwa Równego, także cały czas piszącego... nie o samochodach. Głównie o życiu.
Zatem... pamiętacie nyskę? Nyska za czasów PRL była głównym przewoźnikiem ludzi z miejsca na miejsce. Była subtelniejsza od ociężałych jelczy czy autosanów, znaczy autobusów, w których ludzie się tłoczyli bez klimatyzacji. Nysa była moim zdaniem pierwszym vanem świata! Była w swoim czasie piękna i subtelna. Była też prosta, jak słowa, które słyszałem w sztuce Równego. Prostotą można trafić najcelniej do odbiorcy! Nysa miała wnętrze, w którym można było rozwiesić pranie – dokładnie takie jak w spektaklu. W nysie ludzie rozmawiali o tematach ważnych, przyziemnych, filozoficznych, tak też było na deskach Resursy. W nysie kierowca klął na czym świat stoi, gdy nie miał młotka bądź przecinaka, by auto naprawić. Słowem: gdy miał dylematy, gdy para uchodziła uszami a wiara w wiarę i cuda przeminęła – wtedy główny bohater nyski dostawał szewskiej pasji, klął jak szewc – identycznie jak wczoraj w teatrze. Znam od lat Miclosha (Michał Rzodeczko). Zagrał główną rolę w „Diabłach” Równego. Nie zagrał równo, choć się dosłownie skaleczył, maskował to doskonale. Zagrał najlepiej jak umiał, a wyszło to tak, jakby nie grał, jakby opowiadał swoje życie. Życie, o którym nie raz w przeszłości wspólnie rozmawialiśmy (bo akurat tak się składa, że się świetnie znamy). Życie, które powinno być twórcze a nie odtwórcze, nienaginające się do norm wszelakich „diabłów”, nawiedzających lekko niepokorną duszyczkę. W tym opowiadaniu i mówieniu o życiu nie raz towarzyszył nam Robert Stępniewski, który teraz teatr w Resursie stworzył i doprowadził do premiery. Kiedyś podczas rozmów o życiu niejedna nyska przejechała obok nas. Wczoraj podczas premiery, pełna sala Resursy pewnie nie myślała o nysce produkowanej na podstawie warszawy, która zaś była na licencji czegoś z ZSSR..., a to co produkował Wielki Brat, jeszcze wcześniej produkował WIĘKSZY BRAT w Stanach Zjednoczonych. Skomplikowane? Jeśli tak, to przekonajcie się jak życie może być skomplikowane... Albo bardzo proste.
W Resursie po raz kolejny „Diabły” Równego, z prawdziwym księdzem, zagrają 17 mają. Moim zdaniem zobaczyć warto. Chociaż, muszę to powiedzieć: ta sztuka należy do gatunku „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, do „Czasu Apokalipsy”, do „Ptaśka”, czyli takich obrazów jakie najchętniej oglądam w małej, kameralnej sali. Sala Resursy wczoraj biła brawo.
I jeszcze jedno: nyska, o której piszę, nie była niebieską z białym paskiem – tej suki nikt nie lubił! A jeśli ten tekst czytają młodzi z pryszczami na twarzy i się zastanawiają o czym ja pitolę; i nie mają pojęcia jak rozszyfrować słowo "nyska"... to młodzieży młoda, piękna, nie przejmujcie się. Mam nadzieję, że wasze życie jest już inne. Z poduszkami powietrznymi, systemem ABS, kontrolą trakcji, kontrolowanymi strefami zgniotu i komputerami. Żadnych z tych diabelskich dóbr nie było w nysce, a mimo to, był to najchętniej zatrzymywany przeze mnie samochód na stopa. W Polsce nysek było wiele, tak jak indywidualności, o których opowiada Równy.
Bartek Olszewski