Felieton. Chama z pracy bym wywalił. Natychmiast!
Bo było to tak: zespół medialny radomskiej Platformy Obywatelskiej pytał pod zasłoniętym pomnikiem Marii i Lecha Kaczyńskich o koszty monumentu, infrastruktury, kwiatków biało-czerwonych, ogólnie wszystkiego, co z pomnikiem i jego otwarciem jest związane. Odpowiedzieli po kilkunastu minutach (drogą mailową) na te pytania i magistrat, i poseł Marek Suski. Odpowiedzieli tak, że żadnej kwoty nie podali.
Panowie reprezentujący Platformę Obywatelską zakończyli konferencję. Zabieram sprzęt i odchodzę na umówione wcześniej spotkanie (śpieszę się) zostawiając resztę dziennikarzy z paniami, które sadziły kwiatki obok pomnika. Jedna z tych pań wcześniej polemizowała z operatorem TV Dami. Akurat nie miała racji, twierdząc, że nie chce być w telewizji. Chyba ktoś pani nie powiedział, że pracuje dla miasta... sadząc owe biało-czerwone kwiecie.
Sadzenia, jak się potem dowiedziałem, pilnował sam dyrektor Zakładu Usług Komunalnych, którego stołek zależy od prezydenta Andrzeja Kosztowniaka. Trzeba wiedzieć, że dyrektor ma obowiązek odpowiadać dziennikarzowi na pytanie, ile na kwiatki przeznacza (choćby) pieniędzy, bowiem to podatników pieniądze. Dlatego dziennikarze pytają. To akurat bardzo proste. Nie dla Andrzeja Kielskiego – dyrektora.
Jak się dowiedziałem, ów dyrektor chciał mojemu koledze po fachu „rozkwasić nos”. Nazwał go też „skośnookim”. Mój kolega – Wojtek Wójcikowski - to grzeczny, opanowany facet. Zapytał się (wiem z przekazu innych dziennikarzy, którzy byli świadkami) dyrektora ZUK o koszty roślinek. Usłyszał – co usłyszał i zresztą nagrał to. Historię szybko poznał wiceprezydent Igor Marszałkiewicz, który szybko zjawił się na miejscu. Przeprosił dziennikarza. Ale musiał kilka minut przekonywać Kielskiego, by uczynił to samo.
Efekt? Radom wylądował we wszystkich ważnych portalach ogólnopolskich na tak zwanej jedynce! W ogólnopolskich stacjach radiowych też.
Panie prezydencie Andrzeju Kosztowniaku - coś pan musi z TYM zrobić!
Na koniec powiem, co ja bym zrobił z takim pracownikiem. Takiego chama wywaliłbym z pracy! Z wszelkimi możliwymi naganami! Uczyniłbym to w sekundę po zdarzeniu! Czemu? To proste: mój zastępca był na miejscu wydarzenia.
Prezydent (z Prawa i Sprawiedliwości) ma ponoć porozmawiać z panem Kielskim. W poniedziałek. Ponoć ma mu wręczyć naganę. I kto wie - pewnie pogrozi paluszkiem! Gdy prezydentem Warszawy (lata temu) był Lech Kaczyński (dziś jego pomnikowa postać została przykryta jakimś worem z ciemnej folii) zwolnił w trybie natychmiastowym swojego dyrektora od dróg. Nie dlatego, że dyrektor komuś groził. Dlatego, ze w stolicy było - zimą - ślisko. A sytuacja - zdaniem znawców tematu - była do opanowania. Powołał nowego i ślisko już nie było.
Bartek Olszewski