„Klecha” w sądzie? Miasto przekonuje, że producent filmu nie dotrzymał umowy

29 czerwca 2020

Resursa chce iść do sądu z producentem filmu „Klecha”, bo ten nie wywiązuje się z zawartej z placówką umowy. Zaczęła już naliczać kary. – Przekazaliśmy 900 tys. zł, a w zamian nie otrzymaliśmy nic – twierdzi wiceprezydent Radomia Mateusz Tyczyński. Radni PiS są przeciwni: czy z innymi sprawami od razu biegniemy do sądu? – pytają.

 
ks. Kotlarza gra Mirosław Baka

ks. Kotlarza gra Mirosław Baka

  Przypomnijmy: Resursa w imieniu miasta jest kooproducentem filmu opowiadającego historię ks. Romana Kotlarza, który zmarł pobity przez "nieznanych sprawców" tuż po robotniczym proteście w czerwcu 1976 roku. Wcześniej był obiektem inwigilacji przez Służbę Bezpieczeństwa. Film, m.in. poprzez pokazanie wydarzeń z czerwca 1976 roku miał promować Radom. Rada miejska w poprzednim składzie po wielu bojach radnych PiS zdecydowała, że miasto dołoży z własnej kasy do produkcji obrazu około 900 tys. zł. Teraz prezydent zdecydował, że miasto musi odzyskać pieniądze i należy zapewnić Resursie 40 tys. na opłaty sądowe. Na dzisiejszą sesję rady miejskiej skierował więc projekt uchwały o przesunięciu w budżecie pieniędzy na ten cel. Dbamy o finanse miasta - Z założenia miała to być kooprodukcja, ale nic z tego nie wyszło. Film miał być gotowy 31 marca 2019 roku, a nie był, producent nie przesyłał Resursie comiesięcznych raportów, powstały zaległości w wynagrodzeniu dla statystów - wymieniał wiceprezydent Mateusz Tyczyński. Jednocześnie zapewniał, że kierowanie sprawy do sądu nie ma związku z oceną artystyczną filmu: - Nie mamy wyjścia. Proszę nie traktować tego inaczej, jak w kategoriach dbania o finanse miasta. Wiceprezydent Tyczyński dodał, że gdyby producent zwrócił się z prośba o podpisanie aneksu, sprawa wyglądałaby inaczej, ale producent tego nie zrobił. - Nie rozwiązujemy umowy, bo dajemy twórcom szansę. Może jak film zostanie skierowany do kin, będzie zarabiał, to Resursa odzyska pieniądze- wyjaśniał. Niebawem kary umowne za niewywiązywania się z umowy sięgną kwoty, którą Resursa przeznaczyła na produkcję "Klechy". Jeszcze przed dyskusją Łukasz Podlewski w imieniu klubu radnych PiS poprosił wiceprezydenta o zdjęcie projektu uchwały z porządku obrad sesji. - To bardzo smutne, ze temat jest podejmowany w czerwcu. Nie mieszajcie radnych do tego, my nie chcemy w tym uczestniczyć. Resursa niech sama wystąpi na drogę sądową, jeśli warunki umowy nie zostały dotrzymane - wyjaśniał. Ta propozycja spotkała się z negatywnym przyjęciem przez Mateusza Tyczyńskiego. - Czy Resursa ma wydać 40 tys. zł na koszty sądowe i nie wypłacić wszystkim pracownikom pensji. Dlaczego pracownicy Resursy mają ponosić takie konsekwencje?  - pytał. Zresztą - jak podkreślano później - w tej sytuacji Resursa i tak zwróciłaby się do i miasta (rady miejskiej) o te pieniądze. - Miasto wydało prawie milion złotych, a promocja jest żadna. Nie rozmawiamy teraz o wartości artystycznej  , tylko o tym, dlaczego mamy rezygnować z naliczania kar i dlaczego mamy  nie odzyskać tych pieniędzy? To my powinniśmy pilnować finansów miasta - alarmowała przewodnicząca klubu KO Marta Michalska-Wilk. Nie do razu do sądu Zamiar wejścia na drogę sądową oburzył Kazimierza Staszewskiego (PiS). - Tal lekceważąco wypowiadacie się o tym filmie - mówił radny, podkreślając, że to bolesne dla niego jako uczestnika protestu w 1976 roku. - Z innymi sprawami nie idziemy od razu do sądu. zaoszczędzone 40 tys. zł przeznaczmy na coś innego - apelował. W podobnym tonie wyrażał się Tomasz Gogacz (PiS), który przyznał, ze w kwestiach finansowych trzeba być rygorystycznym, ale nie "strzelać sobie samemu w stopę", a tak będzie jeśli o "Klesze" - zdaniem radnego - będzie się źle mówić. - Bedzie hejt - zauważył radny. Ponadto radni Prawa i Sprawiedliwości w niemal każdej wypowiedzi podkreślali, że "nie jest to dobry czas" na sądowe rozstrzyganie sporu. Wykonawca drogi nieuczciwy, to się oburzacie Robert Utkowski (KO) przypomniał, że umowa została zawarta, obie strony się do czegoś się zobowiązały, były określone terminy. - Nie było ani premiery, ani prapremiewry, był tylko pokaz (25 czerwca w Radomiu) nieukończonego filmu. Do zakończenia prac nad nim trzeba jeszcze kilku miesięcy. Film nie ma dystrybutora, jego produkcja jest opóźniona, a będzie jeszcze większa. Wydarzenia czerwca '76 to raptem dwie minuty całości relacjonował. Magdalena Lasota (KO) podkreślała, że producent nie wyraził żadnej dobrej woli. - Od początku nie wiedzieliśmy, ile będzie w tym filmie "Radomia w Radomiu" - przekonywała. Małgorzata Zając (KO) przekonywała, że "nie można pozwolić na to, by ktoś wykorzystywał Radomski Czerwiec do wyłudzania pieniędzy". - Radni PiS zawsze wypytują o każdą złotówkę, a teraz mamy na milion złotych machnąć ręką? - dociekała. Suchej nitki ani na sytuacji, ani na filmie nie zostawił Jarosław Rabenda, który oceniał "Klechę" także jako aktor. Twierdził, że jeśli radni poprzedniej kadencji nie znali scenariusza, to nie wolno im było dawać na realizację pieniędzy. - Czym się różni ta umowa od innych umów, np. budowy drogi? Jeśli wykonawca jest nieuczciwy, to się oburzacie, a tu przecież mamy do czynienia z dużym przekrętem - zapewniał. Z tym, że mamy nieodpowiedni czas na skierowanie sprawy do sądu wiceprezydent Tyczyński się nie zgodził, ale uznał, że "jest czas napięcia politycznego" i wróci z projektem uchwały na sesję, na którą zaprosi także producenta "Klechy". bdb
Tags