Czajkowski i Witkowski spotkali się w sądzie. Obie strony pozostają przy swoich ocenach
16 marca 2018
W Sądzie Pracy rozpoczęła się dziś rozprawa z powództwa byłego sekretarza miasta Rafała Czajkowskiego przeciwko prezydentowi Radomia Radosławowi Witkowskiemu. Czajkowski domaga się przywrócenia do pracy i na stanowisko, jakie zajmował do początku września 2017 roku. Prezydent nie widzi takiej możliwości.
Ale historia związana z utratą przez Czajkowskiego stanowiska i pracy w magistracie ma dłuższą historię. Zaczęła się 24 czerwca ubiegłego roku, kiedy to w centrum Radomia doszło do ataku Młodzieży Wszechpolskiej na uczestników manifestacji KOD. Straż Miejska, która była na miejscu nie interweniowała w porę; w konsekwencji komendant SM (też już były) Paweł Górak dał naganę strażniczce (została potem wycofana), a strażnika zwolnił z pracy. Prezydent Witkowski poprosił Góraka o szczegółowy raport wyjaśniający wszystkie okoliczności zdarzenia, ale kiedy go dostał, uznał, że jest niewystarczający i zwolnił szefa SM ze stanowiska i pracy. Czajkowski krytycznie wypowiadał się na temat formy tego zwolnienia, używając w mediach określenia "gniot". Mówił też, że „żeby zwolnić człowieka z pracy, trzeba mieć konkretne argumenty i powody. Nie wolno tego robić tylko dlatego, że ma się jakiś odmienny stan emocjonalny”. Najpierw prezydent pozbawił sekretarza nadzoru nad wydziałem bezpieczeństwa urzędu miejskiego (a więc i Strażą Miejską), zaś na początku września, po powrocie z urlopu wypoczynkowego, wręczył Czajkowskiemu wypowiedzenie z pracy. Jako powód podał utratę zaufania do sekretarza miasta i niezastosowanie się do jego polecenia, by nie wypowiadał się publicznie o okolicznościach wydarzeń z 24 czerwca ubiegłego roku. Takie, ustne polecenie, prezydent miał wydać Czajkowskiemu 26 czerwca, podczas obrad sesji rady miejskiej.
Nie krytykowałem prezydenta
Na dzisiejszej rozprawie sąd wysłuchał stanowisk obu stron sporu. Rafał Czajkowski wyjaśnił, że nie zgadza się z przyczynami wskazanymi w wypowiedzeniu. Zapewniał, że w mediach nie wypowiadał się lekceważąco o prezydencie. - Wszystkie moje wypowiedzi miały na celu troskę o przestrzeganie przepisów prawa i odpowiednie funkcjonowanie i działanie urzędu jako instytucji samorządowej - tłumaczył sądowi.
Przewodnicząca składu orzekającego Joanna Niewiadoma-Wysmolińska cytowała Czajkowskiemu wypowiedzi, które są mu przypisywane, a ten odnosił się do nich. Za każdym razem były sekretarz miasta potwierdzał, że są to jego słowa. Wyjaśniał jednak, że "są to wypowiedzi dotyczące jakości dokumentu, a nie krytykujące prezydenta". - Według mnie takie dokumenty nie powinny z urzędu wychodzić, stąd moje zdziwienie - zaznaczył.
Sędzia Niewiadoma-Wysmolińska pytała Czajkowskiego m.in. o to, kogo miał na myśli mówiąc, że "ci panowie są zakochani w social mediach"? - W żadnym wywiadów nie używam nazwiska prezydenta i te moje uwagi nie dotyczą jego z nazwiska, a są związane z dokumentem, z moimi przemyśleniami, doświadczeniem zawodowym związanym z taką dokumentacją - podkreślał. Nie chciał wskazać na konkretne osoby "zakochane w social mediach". - Wydawało mi się po prostu, że ktoś pana prezydenta wprowadził w błąd, stąd taka moja wypowiedź i odczucia - zaznaczył.
Sędzia dociekała również, kto zdaniem Czajkowskiego miał mieć "odmienny stan emocjonalny”? - To nie jest ocena osoby, tylko ocena sytuacji; chodziło mi o jakość dokumentu, że być może ten dokument będzie potem trzeba obronić w sądzie. Nie przypisywałem prezydentowi odmiennego stanu emocjonalnego, nie podważałem jego kompetencji, ani radców prawnych urzędu, nie przypisywałem mu braku merytoryki w podejmowanych decyzjach - zapewniał były sekretarz miasta.
Rafał Czajkowski twierdził też, że zakaz wypowiadania się przez niego w mediach na temat zdarzeń z 24 czerwca 20117 roku, dotyczył wyłącznie dnia, w którym odbywała się sesja rady miejskiej.
Czajkowski uważa, że może wrócić do pracy w urzędzie na stanowisku sekretarza i bezkonfliktowo pełnić swój urząd. Sąd dopytywał go, czy prezydent powinien mieć zaufanie do takiej osoby, jak sekretarz; Czajkowski twierdził, że tak, ale nie większe niż do każdego innego urzędnika.
Z kolei pełnomocniczka prezydenta Witkowskiego dociekała, czy Czajkowski autoryzował swoje wypowiedzi do mediów, a kiedy usłyszała, że nie, pytała, czy wnosił o sprostowanie ich treści. Odpowiedział, że nie, ale przyznał, że gdyby miał możliwość autoryzacji, pewnie by się "drugi raz zastanowił".
Prezydent: Straciłem zaufanie
Prezydent Witkowski powtórzył, że przyczyną utraty zaufania do Czajkowskiego były wypowiedzi byłego sekretarza do mediów i jego nielojalne zachowanie. Nie zgodził się ze słowami swojego byłego podwładnego, że te słowa go nie dotyczyły, bo to on podpisywał i wręczał Pawłowi Górakowi wypowiedzenie. - Wszystkie sformułowania Rafała Czajkowskiego odnosiłem do siebie, nie wiem tylko dlaczego używał liczby mnogiej - mówił prezydent. Wyjaśniał, że sam podjął decyzję o odwołaniu komendanta Straży Miejskiej, bo sam przeprowadził postępowanie wyjaśniające i nie korzystał z uwag żadnych doradców. Twierdził, że poinformował Czajkowskiego o swojej decyzji względem Góraka i że najpierw zaproponuje mu rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron.
Radosław Witkowski wyjaśniał również, że zakaz wypowiadania się do mediów wydany Czajkowskiemu 26 czerwca 2017 roku wynikał z dużego zainteresowania mediów, nie tylko lokalnych, tym, co wydarzyło się wówczas w Radomiu. - Miałem świadomość ogromnych strat wizerunkowych, jakie ponosiło miasto w związku z tymi wydarzeniami - podkreślał Witkowski. Przyznał, że skorzystał z sugestii dyrektora swojej kancelarii Mateusza Tyczyńskiego, który uznał, że komunikaty wychodzące od Czajkowskiego "jedynie pogłębiają straty wizerunkowe" i dlatego wydał zakaz wypowiadani się sekretarzowi. Zdaniem prezydenta ten zakaz dotyczył nie tylko czasu trwania sesji, ale w ogóle zdarzeń z 24 czerwca ubiegłego roku. Ale Czajkowski - zeznawał Witkowski - nadal wypowiadał się na temat decyzji podejmowanych przez Góraka, dlatego prezydent po raz kolejny zwrócił mu uwagę, że tylko on sam ma prawo wypowiadać się na ten temat.
- W seriach wypowiedzi, m.in. o odmiennym stanie emocjonalnym, o gniocie, pan Czajkowski podważał moje kompetencje i radców prawnych urzędu - przekonywał Radosław Witkowski. Tłumaczył, że prezydent musi mieć zaufanie do sekretarza miasta, bo to wysoki urzędnik samorządowy, członek kolegium prezydenckiego. I powinien on cieszyć się większym zaufaniem prezydenta, niż np. szeregowy inspektor.
Witkowski zaprzeczał, by pojawiły się jakieś naciski polityczne, by zwolnić sekretarza. Prezydent przyznał, że wielokrotnie w "przestrzeni medialnej" pojawiały się sugestie, że powinien zrezygnować ze współpracy z ludźmi zatrudnionymi jeszcze przez jego poprzednika. - To do mnie nie przemawiało, a najlepszym dowodem jest fakt, że w kolegium prezydenckim były cztery osoby zaangażowane w pracę z poprzednim prezydentem - przekonywał Witkowski dodając, że nie kierował się żadnymi politycznymi urazami, czy poglądami.
Na kolejnym posiedzeniu 4 czerwca sąd wysłucha świadków. Sąd nie zgodził się, by byli wśród nich - o co wnioskowała strona powoda - Paweł Górak oraz radni Katarzyna Pastuszka-Chorobotowicz i Marcin Kaca (oboje w grudniu 2017 roku opuścili klub Platformy Obywatelskiej). Po zakończeniu rozprawy Rafał Czajkowski nie chciał powiedzieć dziennikarzom, co ich zeznania mogłyby wnieść do jego sprawy.
Bożena Dobrzyńska
- Rafał Czajkowski ze swoja pełnomocniczką
- Radosław Witkowski