Felieton. Polityczne mydło i powidło
Zapewne takiej "polemiki" i takich emocji oczekuje od radomskich polityków, a co z a tym idzie także dziennikarzy, jeden z naszych Czytelników. "Proszę się nie obrażać za krytykę, ale coś w Waszym portalu ostatnio siadło. Rok temu z zainteresowaniem czytałem o tym co się dzieje w Radomiu i polityce. Teraz zaglądam coraz rzadziej ponieważ piszecie fajnie, ale o mydle i powidle. To celowa zmiana profilu?" - zapytał nas "Radomir".
No i jak by mu tu odpowiedzieć? Że mamy Euro 2012 i niemal wszystkich Polaków, w tym także radomian, interesuje wyłącznie to czy w bramce podczas meczu z Czechami stanie Tytoń czy Szczęsny? Że wielu słuchaczy, telewidzów, internautów złapało (zdaje się jednak, że krótki) oddech, bo media nie rozbierają na czynniki pierwsze wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego i nie analizują decyzji wiceprezydenta Fałka?
A może nie mam racji? Może ludzi (wyborców) rzeczywiście interesuje sposób uprawiania polityki przez lokalnych, jak to się dawniej mawiało "działaczy'? Jeśli tak, to stawiam tezę i niewiele przy tym ryzykuję: radomska polityka rozgrywa się nie podczas sesji rady miejskiej, a nawet nie w jej kuluarach, nie w gabinecie prezydenta, nie w biurach poselskich, ale w... internecie. Na blogach, które piszą dziś niemal wszyscy, bo przecież w szkole pisać uczono, w formie listów otwartych rozsyłanych nie tylko do adresatów, ale i do redakcji. Często mam więc wrażenie, że ważniejsze są te drugie. Któż by bowiem się dowiedział co napisał poseł Witkowski do prezydenta Kosztowniaka, abo odwrotnie w sprawie pieniędzy na budowę hali sportowej, gdyby nie toczyli ze sobą polemiki na blogach? Albo w jaki inny sposób mogliby się domagać odwołania wiceprezydenta Fałka radny Szprendałowicz i Ruch Palikota, gdyby nie pisali listów otwartych? Nawet konferencje prasowe skryły się w cieniu radomskiej blogosfery. Tak ochoczo organizowane do niedawna (czyli do dnia wyborów) przez prezydenta Kosztowniaka nagle przestały być dla magistratu ważne, bo przecież jego szef pisze bloga. Ale prywatnie, jako Andrzej Kosztowniak, choć w internetowym dzienniku porusza kwestie wcale nie dotyczące jego życia osobistego.
Brakuje Ci Drogi Czytelniku takiej polityki? To proszę bardzo: fragment jednego z listów radomskiego Ruchu Palikota do prezydenta. Listu, którego nie opublikował żaden (nie widziałam) portal, żadna gazeta: " Proponujemy pociągnąć do odpowiedzialności nadzór i wykonawcę remontu Parku Kościuszki, uchylić tajemnicy kwestii kar (sic! - przyp. autorka) za opóźnienia w realizacji inwestycji drogowych sprzed roku, zweryfikować kompetencje i celowość zatrudnienia ok. 50% personelu miejskich spółek, wyciągnąć konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za promocję miasta (bezczynność skutkująca wydaniem dużych środków dla firmy zewnętrznej). Przewietrzyć rady nadzorcze spółek miejskich z osób niekompetentnych i pasożytniczych. Zaprzestać obdarowywania kościoła (pisownia oryginalna - przyp. autorka), jednocześnie upomnieć się od niego o zwrot przetrzymywanych dóbr". No cóż, same konkrety, prawda? Aha, a list jest zatytulowany "Radomskie skandale".
A poza tym, Szanowny Radomirze, może Pan nie wie, ale ostatnio nasi rodzimi politycy uprawiają "politykę miłości". Oznacza to, że wreszcie uznali, że skoro reprezentują przeciwne obozy polityczne, a jeden z nich trzyma władzę regionalną i centralną (czytaj: dzieli pieniądze), to warto ze sobą bardziej rzeczowo rozmawiać. I tylko czasem ktoś, jak poseł Suski, skomentuje ten stan tak: "Ja przyjmuję rzeczywistość, jaka jest. A to jest konieczność, jeśli PO szantażuje, że nie da tego czy tamtego dla miasta. To jest tak, jakby stanąć przed terrorystą, który wymierza pistolet w głowę. Żeby przeżyć, prześladowani muszą się czasem spotkać z prześladowcami. I nieważne, czy po takim spotkaniu ma się odruch wymiotny, czy nie".
O, proszę i mam dzięki posłowi nawet puentę. Chyba, że jednak Radomir woli mydło i powidło?
Bożena Dobrzyńska
P. S. Wypowiedź posła Suskiego dla radom.gazeta.pl