Komu honory, godności i dyplomy? Felieton na okoliczność
Zdaniem radnego Piotra Kotwickiego (PiS), członka komisji kultury i promocji Rady Miejskiej, prawda jest tylko jedna, dlatego pisząc regulamin przyznawania honorowego obywatelstwa Radomia, trzeba się "zabezpieczyć". Tak, by potem (po przyznaniu tegoż) nie było kontrowersji i problemów, jeśli okaże się, że człowiek który honor dostał, na niego nie zasłużył. - Chodzi na przykład o przemoc, osobiste problemy, seksualne - wymieniał radny podczas posiedzenia komisji i powoływał się na przypadki Dominique Strauss-Kahna (zresztą niepoprawnie wymawiając nazwisko). Przypomniał jeszcze, że zaszczytny tytuł honorowego obywatela Radomia nosił niejaki lejtnant Orłow, który nie dla wszystkich "wyzwolicielem był". Z tychże oto przyczyn i im podobnych radny Kotwicki uważał, że wpisanie do regulaminu zwrotu, iż można pozbawić kogoś tytułu, ponieważ "dopuścił się czynów niegodnych" to o wiele za mało. - To za wąskie, nie wyczerpuje problemu kto jest godny, a kto nie - dowodził, ale radny Bohdan Karaś (SLD) poprosił go po koleżeńsku, by wyzbył się "podejrzliwości i tego PRL-u" a "na stronie", siedzącym po sąsiedzku osobom dorzucił, że strasznie denerwują go te "wycieczki" radego Kotwickiego.
Z samą "godnością" też był kłopot. - Czy można komuś przyznać godność? - zastanawiał się tenże sam radny PiS-u, mając na myśli pewnie to, że skoro prawda jest tylko jedna, to tak samo albo ktoś godny jest albo godny nie jest. I żadne przyznawanie jej niczego nie zmieni. W żaden jednak sposób nie można powiedzieć, że radny Kotwicki wykazywał upór za każdym razem podczas, bardzo zresztą sympatycznej, a miejscami nawet familiarnej dyskusji rajców od kultury i promocji. Bez większego bólu przyjął do wiadomości, że z regulaminu przyznawania tytułu wykreślony zostanie przymiotnik "honorowy" przy słowie "dyplom". Bo czemuż on, ten dyplom znaczy się, ma być honorowy? - dopytywały się nie bez złośliwości przecież wścibskie dziennikarki, które przewodniczący komisji Jakub Kowalski nie tylko dopuszczał do głosu (doradczego), ale nawet prosił o radę przy poszczególnych kwestiach językowych. Zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, że zebrani są radnymi "rady miejskiej", a nie "rady miasta", jak napisano w projekcie regulaminu. Wszystko to działo się zaś za przyczyną "wysokiej formy intelektualnej" przewodniczącego komisji, co z szacunkiem podkreślał radny Karaś. A warto dodać, że komisja obradowała zanim wiosenne słońce mocniej zaświeciło.
Regulamin jest prawie gotowy, ostatni, redakcyjny kształt zobowiązał się mu nadać wiceprezydent Fałek, który jedną z dziennikarek zaprosił nawet do współpracy - za podpowiedzią - honor oddajmy - samego radnego Kotwickiego. Nie wiadomo tylko co na to urzędnicy z resortowego, czyli wydziału kultury, ratusza. Bo skoro obawiali się wcześniej skutków ujawnienia danych osobowych kandydata do honorów...
Bożena Dobrzyńska