Sąd o próbie otrucia Walentynowicz. Esbecy niewinni, bo przygotowanie przestępstwa nim nie jest

11 lipca 2017

Sąd Okręgowy w Radomiu uniewinnił dzisiaj trzech byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa od zarzutu próby otrucia działaczki Solidarności Anny Walentynowicz. Miało do niej – zdaniem prokuratura z Instytutu Pamięci Narodowej – dojść w Radomiu w październiku 1981 roku.

 
P1130903

Sąd uniewinnił oskarżonych

  Oskarżeni to Tadeusz G. i Marek K. z jednostek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zajmujących się zwalczaniem opozycji oraz Wiesław S. z wydziału o podobnym charakterze z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Radomiu. Prokurator  z IPN postawił im dwa zarzuty: przekroczenia uprawnień jako funkcjonariuszy państwowych i narażenie Walentynowicz - poprzez podanie jej leku  o nazwie furosemidum - na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia, oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej w celu popełnienia przestępstwa, co zostało potraktowane przez prokuraturę jako zbrodnia komunistyczna przeciwko ludzkości. Kombinacja operacyjna Z aktu oskarżenia wynikało, że trzej byli funkcjonariusze SB dopuścili się przestępstwa polegającego na tym, że w okresie między 19 a 21 października 1981 roku, będąc funkcjonariuszami państwa komunistycznego, w Radomiu działając wspólnie i w porozumieniu przekroczyli uprawnienia służbowe, w ten sposób, że wbrew ciążącemu na nich z mocy przepisów prawa obowiązkowi, w tym zakazującym tajnym współpracownikom zadań polegających na udziale w czynach stanowiących przestępstwa, wzięli udział w opracowaniu i wdrożeniu kombinacji operacyjnej, zmierzającej bezpośrednio do podstępnego podania działaczce NSZZ Solidarność Annie Walentynowicz środka farmakologicznego o nazwie furosemidum. Mieli to uczynić za pośrednictwem tajnego współpracownika posługującego się pseudonimem „Karol”. Jak podkreślał podczas procesu prokurator Marcin Rębacz, celem esbeków było co najmniej ograniczenie możliwości poruszania się przez Walentynowicz , by tym samym nie mogła spotykać się z załogami w zakładach pracy. W ten sposób usiłowali też narazić Walentynowicz na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu albo utraty życia. Zamiaru tego oskarżeni nie osiągnęli, ponieważ działaczka Solidarności wyjechała z Radomia wcześniej. Podczas dzisiejszej rozprawy prokurator żądał dla oskarżonych kary po 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności za czyn pierwszy wynikający z oskarżenia oraz tyle samo za czyn drugi oraz łącznej kary trzech lat pozbawienia wolności. Sąd: sam zamiar nie może być karany Sąd Okręgowy nie podzielił argumentacji prokuratora i uznał oskarżonych za niewinnych. - Zachowanie oskarżonych nie przeszło w fazę usiłowania podania tego środka farmakologicznego, było tylko przygotowaniem do przestępstwa, a to nie jest karalne i sądowi nie pozostało nic innego jak uniewinnić oskarżonych. Ich działania nie można uznać za usiłowanie popełnienia przestępstwa. Ponieważ oskarżeni nie popełnili przestępstwa zarzucanego im w punkcie pierwszym, automatycznie odpada druga kwalifikacja czynu - mówił w krótkim uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu sędziowskiego Jerzy Kosiela. Syn Anny Walentynowicz, który był w czasie procesu oskarżycielem posiłkowym, zapewniał po ogłoszeniu wyroku, że respektuje decyzję sądu. - Jednak Brunona K., który miał zamiar wysadzić Sejm, a tego nie dokonał, sąd skazał. Być może chodziło w tym przypadku o akt terrorystyczny - mówił Janusz Walentynowicz. Przyznał, że jest zły. - Nie na sąd, bo zgodnie z przepisami nie mógł on postąpić inaczej, ale na konstrukcję przepisów prawnych, które można interpretować na miliony sposobów. To jest masakra w naszym systemie - tłumaczył. Jego zdaniem "należałoby coś z tym zrobić". Tadeusz G. przyznał z kolei, że czuje ulgę, że trwające od dziewięciu lat procesy (wcześniej Sąd Okręgowy w Radomiu umorzył już sprawę, ale trafiła do Sądu Apelacyjnego w Lublinie i nakazał on ponowne rozpatrzenie jej w SO w Radomiu) dobiegły końca. - Koszty prowadzenia tej sprawy są ogromne, ona w ogóle nie powinna być rozpatrywana - komentował. Anna Walentynowicz zginęła w 2010 roku w katastrofie smoleńskiej. Wyrok nie jest prawomocny. Bożena Dobrzyńska    
Tags